2 nadesłane opowiadania:
Autor: PUDEL
– Zbudź się – wyszeptała czule, wydobywając go z otchłani
snu. Przewrócił się na drugi bok, odruchowo opierając się jej
staraniom. Kilka minut po przebudzeniu zawsze odczuwał dziwny,
trudny do opisania niepokój; gdyby miał go w jakiś sposób
przybliżyć, najprawdopodobniej powiedziałby, że świat w
pierwszym odruchu zachowania homeostazy odrzucał go – próbował
trzymać jak najdalej od siebie.
Kobieta westchnęła cicho i spojrzała na niego znużonym wzrokiem.
Rozmawiali o tym wiele razy – i była pewna, że kiedyś doprowadzi
ją to do szału.
– Zbudź się – wyszeptała czule (gdyby słyszał to wyraźnie,
dostrzegłby w tonie tej wypowiedzi sarkastyczną przesadę) – już
czas.
Otworzył oczy i spojrzał na nią. Uśmiechnął się – trochę z
miłości, trochę z przyzwyczajenia. Być może byłoby to
bardziej szczere, gdyby nie wydawała mu się tak wroga i obca.
Nie odwzajemniła uśmiechu.
Uznała, że jest zbyt sztuczny.
Spojrzał na zegarek.
– Już późno – przełamał niezręczną ciszę.
– Tak – odpowiedziała po chwili.
Przeciągająca się w nieskończoność chwila milczenia.
Nigdy nie twierdził, że był z nią nieszczęśliwy. Zauważał
jednak te chwile, kiedy zachowywała się dokładnie tak jak reszta
świata – subtelnie, acz dobitnie odrzucając go bez żadnego
wyraźnego powodu. Czuł się wtedy trochę jak ogórek w rosole.
Czegokolwiek nie miało to oznaczać.
Słońce wznosiło się coraz wyżej.
Tykanie zegarka ostrożnie próbowało przebić się przez
wszechogarniającą ciszę.
Ich dłonie zetknęły się na ułamek sekundy.
Spróbował uśmiechnąć się po raz kolejny.
Znowu – tylko ciche westchnienie, ani krzty wzajemności.
– Jesteś głodny? Bardzo długo spałeś,
– Tylko troszkę.
– Przynieść ci coś?
Znowu chwila ciszy.
– Nie.
Nie rozumiała, dlaczego zachowywał się w ten sposób. Im dłużej
go znała, tym bardziej zauważała dystans, jaki próbuje zachować
względem świata. Kiedyś uważała to za nietypowy objaw pychy, ale
z biegiem czasu, poznając go bardziej, przestała to postrzegać w
ten sposób.
Wtedy właśnie – kiedy tylko doszła do wniosku, że nie jest w
stanie tego wyjaśnić, zaczęło ją to irytować. Kilka razy
próbowała z nim o tym rozmawiać, ale nie przynosiło to
oczekiwanych skutków. Wydawało się jej, że może to ją
doprowadzić do szału – ale pogodziła się z tym szybciej, niż
mogłaby się spodziewać. A gdy odczuwała, że oddala się od niej
coraz bardziej, coraz mniej się tym przejmowała.
Przestała czekać na odpowiedź. Nic nie mówiąc skierowała się
do kuchni.
Chwilę później wszedł tam za nią.
– Może jednak bym się skusił. Co proponujesz?
– Rosół z ogórkiem.
Bez słowa wyszedł na korytarz.
Stanął przed lustrem, przyglądając się uważnie swojemu
odbiciu.
Wkroczył w nie, nie pozostawiając po sobie nic – oprócz
przeszywającego brzęku rozchodzącego się po mieszkaniu.
Dźwięk szybko wygasł – w tym momencie nie zostało już nic.
Nie doprowadziło jej to do szału.
Nie zależało jej aż tak bardzo.
Autor: KRASNOLUD
Królewicz, gdy jeszcze żył i był w
kłopotach, zwykł mówić: „Jesteśmy po uszy w syfie”. Król
dotychczas nie rozumiał, o co mu chodzi, teraz jednak zrozumiał
doskonale. Nie jesteś po uszy w syfie, gdy twój syn i dziedzic
umiera, a schedę po nim ma przejąć córka. Nie jesteś po uszy w
syfie, gdy zjawia się tajemniczy rycerz prosząc o rękę twej
córki. To wręcz tradycyjne. Nie jesteś nawet po uszy w syfie, gdy
rycerz okazuje się być kobietą z wzajemnością zakochaną w
twojej córce. Po uszy w syfie jesteś, gdy dzieje się to wszystko,
a twoja córka właśnie ma dziedziczyć tron.
Dlatego też król wspinał się
właśnie na szczyt Wieży Wschodniej (nazwa zastrzeżona przez
królewski urząd patentowy) gdzie mieszkał nadworny wróżbita.
Król wielokrotnie nosił się z zamiarem przeniesienia go gdzieś
bliżej. Wróżbita zawsze jednak żywiołowo protestował,
argumentując to odpowiednim widokiem na gwiazdy, dobrym
umieszczeniem względem naturalnych fluidów i potrzebą samotności.
Większość dworu uważała to za oczywistą bzdurę i sądziła, że
raczej jasnowidz chce mieć święty spokój.
Zasapany król dotarł w końcu pod
drzwi wieszcza, przysiadł na krzesełku by złapać oddech i po
chwili zapukał do drzwi.
- Tak? – spytał zaspany głos, tonem
sugerującym raczej coś w stylu „naprawdę byłoby lepiej dla nas
obu jeśli się odczepisz, dziękuję.”
- Jestem królem. Przychodzę poradzić
się gwiazd.
Za drzwiami zapadł
cisza, w której dało się usłyszeć stłumiony szept „o 9
rano?”, a także kilka upuszczonych naczyń.
- Chwilę, muszę się przygotować –
odpowiedział głos za drzwiami.
Z pokoju dobiegały odgłosy, jakie
zazwyczaj się pojawiają, gdy ktoś próbuje pozbyć się wiekowego
bałaganu w kilka minut. Po chwili jednak drzwi się uchyliły i
wyjrzała zza nich zaspana twarz wieszcza. Wróżbita miał na sobie
niebieską togę w księżyce, którą można było uważać za
oficjalny strój czarnoksiężnika lub za koszulę nocną. Król
wszedł do środka.
- Powinienem przekazać swój tron,
czas już nadszedł. Schedę po mnie miała przejąć moja córka...
– zaczął od razu król
- ...Standardowy horoskop dla królestwa
jak rozumiem.
- Ona wychodzi za mąż...!Żeni
się...! Wiąże z kobietą! I nadal chce rządzić!
- Aha. Zatem niestandardowy horoskop.
- Nie!
- Nie?
- To będzie katastrofa. Muszę temu
jakoś zapobiec. Przybywam prosić o radę.
Wróż zamilkł na chwilę
- Król jest tego pewien?
- Oczywiście! Z tego nic dobrego nie
może wyniknąć.
- Pomyślę, co da się zrobić. Ale
potrzebuję spokoju. I samotności. Wieczorem przyjdę do Waszej
Wysokości.
Król zebrał się do wyjścia, zanim
jednak poszedł, ciekawość wzięła w nim górę i zapytał
- To koszula nocna?
- Nie. Oficjalny strój – westchnął.
– Wstydziłbym się w tym spać.
Drzwi zamknęły się i król zaczął
niecierpliwie schodzić w dół. Nie podobało mu się, że musi tyle
czekać.
Tymczasem zza zasłony w pokoju wyszła
kobieta. Miała na sobie za dużą, męską koszulę, niedbale
zapiętą.
- I co teraz zamierzasz zrobić?
- Jak to co? Postawić horoskop.
- Komu?
- Królestwu. On jest gotów
powstrzymać swoją córkę. Muszę wiedzieć czy słusznie.
- Horoskopy się sprawdzają?
- Tak. Prawdziwy mistrz jest w stanie
przewidzieć dokładną przyszłość. A to, że noszę szatę w
tandetne gwiazdki nie znaczy, że się nie znam
- Ale... to nie jest tak, że
przyszłości nie da się zmienić? Niezależnie od tego co zrobi
król będzie tak jak jest gdzieś postanowione?
Wróż westchnął
- Nie do końca. Nie ma „gdzieś
postanowione”. Nie wiemy co zrobimy. Człowiek patrzący w
przyszłość widzi najbardziej prawdopodobną wersję. Co się
zdarzy, jeśli nikt nie będzie w nic ingerował. Ale przyszłość
nie jest postanowiona. Jeśli ktoś ją pozna może zachować się
inaczej. Dlatego tu jesteśmy. Pilnujemy by złe decyzje nie były
podejmowane i by nikt niepowołany nie dowiedział się jak wygląda
przyszłość. Dlatego rzadko mówimy prawdę i rzadko nam się
wierzy.
- Dlaczego ty masz monopol na
podejmowanie decyzji i decydowanie co jest słuszne?
- Lata praktyki, szkoleń, charakter,
który jest skłonny wybierać dobrą przyszłość i możliwość
zobaczenia każdej alternatywnej przyszłości.
- I ta przyszłość jest zapisana w
gwiazdach?
- Nie. Nie jest zapisana nigdzie. Że
przyszłość jest zapisana mówią tylko prości głupi ludzie. Albo
ja, gdy mam lenia. Ale jeśli zadaję bogom pytanie, odpowiadają mi
i tę odpowiedź da się odczytać. Na przykład patrząc we
wnętrzności zwierząt, na ułożenie kostek lub gwiazdy. Będę
potrzebował ryby
- Po co?
- Zdziwiłabyś się jak wyraźne mogą
być odpowiedzi na rybich wątpiach
***
Król nie był w
stanie wytrzymać do wieczora, stwierdził, że musi zobaczyć się z
wieszczem teraz, zaraz. Nie będzie dłużej czekał. Dlatego gdy
przyszedł po południu do wieży, zastał wróża, który kroił
makrelę, intensywnie wpatrując się w jej wnętrzności. Kawałki
mięsa piekł nad kominkiem i, od czasu do czasu, podgryzał.
- Makrela?
Wróż wzdrygnął się, jak wyrwany z
głębokiego transu.
- Ciekawe czasy to i metody dziwne.
- Nieważne. Dowiedziałeś się
czegoś?
Wieszcz stropił się wyraźnie.
Zagryzł wargę i długo zastanawiał się co odpowiedzieć.
-Otrzymałem... różne wyniki. Czasem
sprzeczne ze sobą. Błędy pomiaru, skazy na rybim żołądku...
Gdybym mógł spotkać się z córką Waszej Jasności...
- Ty masz wymyślić sposób, w jaki
mam wybić swojej córce z głowy to szaleństwo.
- Byłoby mi prościej gdybym poznał,
choć trochę, jej charakter. To żywy człowiek, nieobliczalny.
- Ha! I to jeszcze jak. Nigdy bym nie
pomyślał, że dojdzie do czegoś takiego. Dobrze. Przyślę tu moją
córkę. Rzekomo po horoskop. Tylko pamiętaj! Chodzi nam o to, by ją
powstrzymać, nie zachęcać.
Wróż smętnie pokiwał głową.
- A... nie bierze Wasza Jasność pod
uwagę możliwości, że ona będzie dobrym władcą?
Król spojrzał na niego z niechęcią.
- Nie. To niemożliwe. Nie z tym...
dziwolągiem u boku – i wyszedł.
Schodząc, minął kobietę idącą na
wieżę. Przez krótką chwilę zastanawiał się, po co tam idzie,
ale ujrzawszy koszyk z jedzeniem, porzucił te rozważania na rzecz
spraw ważniejszych, tak jak sukcesja.
Kobieta weszła na szczyt wieży i nie
pukając wślizgnęła się do środka.
- I co? – spytała kładąc chleb,
masło i dzbanek wody na stole, obok bezcennych zwojów o astrologii
i rozbebeszonej makreli.
- Kicha na całej linii.
- To znaczy?
- Jeśli królewna, Sif, tak się
nazywa, rzeczywiście przejmie władzę... nieważne. To się jeszcze
nie zdarzyło. Dziękuję tylko bogom, że raczyli nie rozjaśnić
kwestii jej potomka.
- No dobrze, ale co masz zamiar zrobić?
- Na razie będę musiał postawić
jeszcze jeden horoskop. Właściwie nie jeden.
- Po co?
- By zobaczyć, jakby to powiedzieć,
wersje alternatywne. Chcesz makrelę?
- Co? A. A nie będziesz jej już
potrzebował?
- Nie, smacznego. Ości możesz rzucić
tu – powiedział podając jej porcelanowy talerzyk z misternie
namalowanymi znakami zodiaku i gwiazdami.
Kobieta podeszła do kominka, gdzie na
ruszcie piekły się kawałki makreli zostawione tam przez wróża.
Widelcem sprawdziła ich stan i nałożyła dwa. Spojrzała na wróża,
ale ten przypatrywał się płomieniom dość nieprzytomnym wzrokiem.
Kobieta westchnęła, rozejrzała się po pokoju i usiadła na
parapecie okiennym. Mógłby mieć więcej gości, gdyby załatwił
sobie drugie krzesło, pomyślała. Chwilę później postawiła mu
talerzyk z kilkoma ośćmi pod nosem. Wróż spojrzał tak samo
mętnym wzrokiem na talerzyk, na kobietę, na pokój i znów na
ogień.
- Dobrze. W sumie nie do końca dobrze,
ale teraz nic na to nie poradzę. Idź do posłańca, który
przybędzie z królestwa i przyprowadź go tu.
- Ale...
-Na dziedzińcu. Za pół godziny.
Tylko zanim dotrze do króla.
- Ale...
- Idź.
Kobieta popatrzyła na wciąż lekko
nieprzytomnego wróża i popukała się w czoło. I wyszła. Wieszcz
momentalnie oprzytomniał.
***
- Myślę, że król nie będzie
zadowolony, że najpierw przyszedłem do ciebie.
- Dlatego mu o tym nie mów. Masz
wieści z kraju. Co się dzieje za tymi murami?
- Wszędzie pojawiają się tradycyjne
oznaki pojawienia się nowego króla. Wiesz, dzieci rodzą się ze
znamieniem w kształcie królestwa, epidemia skrofuł zaczęła
samoistnie wygasać, naczelnemu projektantowi mennicy królewskiej
przyśnił się nowy projekt monety, z głową królewny, takie tam.
Tradycyjnie.
- Tradycyjnie?
- No tak. Z tym że kilka rzeczy nie do
końca się zgadza. Pierścień, co to go w kopalni soli mieli
znaleźć, posag wnoszony, takie tam, zniknął. Zamiast tego
znaleźli puklerz, co wszystkich sporo zdziwiło. Raczej nikt nie
łączy tych dwóch rzeczy, ale to chyba jasne biorąc pod uwagę
całą sytuację.
- Coś jeszcze?
- W najwyżej położonej wiosce
mieszka smok, który zawsze, gdy nowy król ma być koronowany,
wybiera się na łowy. Tyle że teraz to była smoczyca.
Po czym poznali?
- Zeżarła im osły. Smoki łapały
krowy, konie i takie tam. Tylko smoczyce mogą interesować się
osłami.
- Zaprawdę głębokie spojrzenie w
płeć piękną. Dobra, leć z tymi informacjami do króla.
- Ty, co ja mam mu powiedzieć?
Przecież za takie informacje to on mnie w smole i pierzu każe
obtoczyć.
- Aż tak źle może nie będzie. Ale
na pewno się wkurzy. Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego.
- Też mam taką nadzieję
Posłaniec wyszedł. Wróż zaczął
bawić się monetą znalezioną w kieszeni. Zastanawiał się co
powinien zrobić, skoro już upewnił się po czyjej stronie jest. I
jak z tego wszystkiego wyjść z honorem. Kilka minut po wyjściu
posłańca rozległo się ciche pukanie do drzwi. Wróż wstał i
podszedł otworzyć drzwi. Za nimi stała dziewczyna, a może raczej
młoda kobieta. W końcu miała niedługo przejąć władzę.
- Ojciec kazał mi tu przyjść. Po
horoskop – odezwała się.
- Witaj. Wejdź do środka. Jedno
krzesło przynajmniej mam.
- Witaj... masz jakieś imię?
- Na pewno nie teraz. Kiedyś... ale to
było dawno. Teraz reaguję na opis mojej funkcji.
- Reagujesz na „hej, wróż”?
- Nie, na „o wielki jasnowidzu,
przepowiadaczu przyszłości, czytaczu gwiazd, zechciej nam łaskawie
powiedzieć...”, ale dla królów robię wyjątek.
- Jesteś całkiem pewny siebie.
- Wiem, na co mogę sobie pozwolić.
Nie ma lepszego wróżbity ode mnie w tym królestwie.
- Bycie najlepszym to nie wszystko.
Kiedyś możesz natrafić na władcę, który woli posłusznego,
tępego idiotę niż ciebie.
- Ma królewna zamiar mnie zwolnić?
- Nie jestem królem
- Jeszcze.
- Nigdy, jeśli mój ojciec ma coś do
powiedzenia w tej kwestii. Aktualnie chyba uważa mnie za coś między
chodzącą obrazą majestatu, a nastolatką buntująca się jemu na
złość. W każdym razie nie za następcę tronu. Wyegzorcyzmowałby
mnie, gdyby tylko był w stanie znaleźć odpowiedniego kapłana dość
szybko. I nie on jeden tak sądzi.
- Ale nie wszyscy.
- Jeśli chodzi o przekazanie mi władzy
to tak, jakby wszyscy tak myśleli.
- Ludzie mieli już wcześniej żeńskich
królów.
- Ale zawsze w pobliżu był jakiś
mężczyzna, do przejęcia władzy. Teraz nie mogą mieć nadziei
nawet na to. Zresztą, dlaczego próbujesz mnie przekonać? Ja wiem
czego chcę. Wiem z kim. Jedyne, czego nie wiem, to jak.
- Mówię to by ci przekazać, że
jestem po twojej stronie. Niezależnie od tego, co sądzi twój
ojciec.
- Dlaczego?
- Muszę odpowiadać na to pytanie?
- Byłoby dobrze. Chciałabym wiedzieć,
czy na przykład nie żywisz jakiejś urazy do mojego ojca i zrobisz
wszystko by się na nim zemścić.
- Co? Nie, zawsze szanowałem króla.
Ale teraz popełnia błąd.
- Bo jesteś bardzo tolerancyjny, czy
bo widziałeś przyszłość?
- To moja praca, musiałem zobaczyć
jak to będzie wyglądać.
- A tolerancja?
- Zadajesz mi pytania, które są bez
związku. I nie pomogą ci w żaden sposób uzyskać aprobaty ojca.
Jest mi obojętne, kto i w jaki sposób będzie rządził, byleby
królestwu wiodło się dobrze, a ja nie musiałbym wychodzić z
wieży.
- Naprawdę?
- Tak.
- Cóż... dziękuję.
- Za co?
- Za szczerość. I traktowanie mnie
jak człowieka, bardziej niż ktokolwiek inny. Pomożesz mi?
- Tak. Po to właśnie tu jestem.
- Znajdziesz sposób by przekonać
ojca?
- Postaram się.
- Trzymam cię za słowo. Zajmij się
tym – królewna wstała - I na przyszłość, nie waż się ze mną
rozmawiać w ten sposób więcej.
- Przepraszam Wasza Wysokość. Więcej
się to nie powtórzy.
- Mam taką nadzieję – i wyszła.
***
- Odwiedziło cię dziś więcej osób
niż przez ostatni rok – odezwała się kobieta, wchodząc do
pokoju wieszcza. – Na schodach taki tłok, że nie można się
prawie dostać do ciebie.
- Nieprawda, w zeszłym roku było tu
trzech różnych dostawców pizzy. Licząc jeszcze ciebie i
dziewczynkę od kotka, nadal ostatni rok był bardziej zatłoczony.
- Nie o to mi chodziło i wiesz o tym.
- Tak, wszyscy mi to mówią. Tylko nie
wiem dlaczego. Nieważne! Potrzebuję jeszcze jednego horoskopu, choć
nie wiem czy mogę tak to nazwać – wróż sięgnął do kieszeni i
wyjął drobną monetę – to chyba bardziej test. Głowa króla
pomagam królowi, insygnia – królewnie. Zapamiętaj, bo ja mam
krótką pamięć do takich rzeczy.
- Będziesz rzucał monetą? By
zadecydować komu pomóc?
- Nie zadecydować. To też jest
pytanie do bogów. Tylko proste, na tylko dwie opcje. Nie tyle co mam
zrobić, tylko co będzie lepsze. Na zwyczajnych śmiertelników by
nie zadziałało.
- Jesteś jak kapłan.
- Tak, tylko mnie bogowie odpowiadają
– wróż rzucił. Moneta spadła na ziemię.
- Chyba masz problem.
- Naprawdę? Co ty nie powiesz?
- Co znaczy krawędź?
- Że żadna odpowiedź nie była
prawidłowa.
- To co? Masz rzucić to wszystko i
zostać pustelnikiem w górach?
- Kusząca propozycja. Niestety chyba
nie mogę z niej skorzystać. Ale przyznam się, że spodziewałem
się takiego wyniku.
- Jeśli wiedziałeś, że wypadnie
krawędź...
- Nie wiedziałem. Podejrzewałem, że
coś dziwnego się stanie. Cała ta sytuacja jest szyta grubymi
nićmi.
- I co zamierzasz zrobić?
- Żebym to ja wiedział...
- Istnieje jeszcze jedna opcja
- Jaka?
- Że obydwie odpowiedzi były
prawidłowe.
- Jak? To niemożliwe. Nie mogą oboje
mieć racji! Chcą zupełnie przeciwnych rzeczy! To niemoż... Nie.
Masz rację.
- W sumie, to był żart.
- Trudno. Co prawda to jeszcze bardziej
utrudnia wszystko... Potrzebuję chwilę pomyśleć. Możesz w
międzyczasie pójść i odnieść resztki jedzenia do kuchni.
- Czy do ciebie kiedyś dotarło, że
nie jestem twoją służącą?
- Nie. A teraz potrzebuję spokoju.
***
Za radą wróża król postanowił
wyprawić ucztę, na której miał oficjalnie powiedzieć, kto
zostanie jego następcą. Król nie chciał się zgodzić, dopóki
nie zdał sobie sprawy, że może też przy wszystkich odmówić
oddania tronu Sif. Wtedy się rozpogodził i wydał rozkazy służącym.
Po raz pierwszy od kilkunastu dni król uśmiechnął się i
pomyślał, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Dziwił go tylko
fakt, że i Sif wydawała się być zadowolona z takiego obrotu
sprawy, ale może wieszcz coś jej nakłamał. Swoją drogą, wróż
też zachowywał się dziwnie, po raz pierwszy chyba od czasu swojego
mianowania wyszedł z wieży. Chyba nie wiedział, co ze sobą
zrobić, bo biegał od ogrodów, do kuchni i chyba nawet wyszedł na
targ. W każdym razie nie dało się z nim porozmawiać od tamtego
czasu. Jednak na ucztę przybył, ubrany w swój oficjalny strój.
Pewnie dlatego miał minę jakby oficjalnie wręczono mu nakaz
eksmisji z jego wieży. Stał w pewnym oddaleniu w kącie sali, ale
miał stamtąd dobry widok na wszystkich, a w szczególności na
króla. I nie odrywał od niego wzroku. Co też było podejrzane. Ale
za późno by cokolwiek zrobić. Po pierwszym daniu, król wygłosi
przemówienie, odsunie Sif od władzy i wszystko skończy się
dobrze. Kucharze właśnie dali znak i służący zaczęli wnosić
wazy z zupą. Dobry, tradycyjny rosół. Bez żadnych ekstrawagancji,
tak jak chciał. Służąca podała mu już nalany talerz. Skądś
kojarzył jej twarz, ale kto by pamiętał twarze służących? Dał
znak do rozpoczęcia uczty. Gdy zjadł pierwszą łyżkę, spod
makaronu na talerzu wypłynął plaster zielonego ogórka. Król
patrzył na niego w osłupieniu i przypomniał sobie, gdzie widział
służącą. Minął ją na schodach do wieży jasnowidza. Król
spojrzał na wieszcza, który lekko skinął głową. A potem król
nie widział już niczego.
***
Wieszcz siedział w małym pokoju obok
łóżka króla. Królewskie komnaty były wielkie i przestronne,
jednak z niewiadomych przyczyn król zdecydował po przyjęciu
położyć się tutaj i wróżbita był bardzo zadowolony z tego
powodu. Był także zadowolony ze zgody króla na sukcesję i z
faktu, że plan się udał. Ogółem rzecz biorąc wróż powinien
być bardzo zadowolony, tyle że nie był.
- Co się stało? – spytał król
otwierając oczy – byłem na przyjęciu, właśnie miałem coś
powiedzieć, ale nic nie pamiętam...
- Na przyjęciu król oficjalnie uznał
swoją córkę za następcę tronu. Cytując „Jakich błędów by
nie popełniła, zostaje moją córką i prawowitym następcą tego
tronu”. Koniec cytatu.
- Co?! Nie to chciałem powiedzieć! I
dobrze o tym wiesz.
- Wiem. Ja to zrobiłem.
- Co zrobiłeś?
- Nie mogłem dopuścić by król ją
wykluczył.
- Dlaczego nie? Sprowadziłeś zagładę
na całe królestwo. Ale nadal mogę temu zapobiec.
- Nie i nie. Wasza Jasność nic nie
powie na ten temat. Z trzech powodów. Po pierwsze, król nie może
przeczyć sam sobie, ludzie muszą wierzyć, że król jest pewny
tego co mówi. Po drugie, nie ma innego potomka, a królestwo musi
mieć władcę. Z jednej dynastii. Władza należy się tylko jednemu
rodowi, tak muszą myśleć poddani. Po trzecie, o czym Wasza
Wysokość doskonale wie, Wasza Miłość umiera. Stąd pośpiech,
stąd irytacja, stąd przymus przekazania władzy. Przed śmiercią
król musi wyznaczyć następcę, swojego potomka, który przejmie
władzę. Ja zaś wiem, że król nie dożyje jutrzejszego wieczoru.
- To groźba?
- Nie! Nie. Śmierć Waszej Królewskiej
Mości będzie całkowicie naturalna i pogrąży poddanych w żałobie.
Mnie również. Wasza Wysokość był dobrym władcą, żałuję, że
tak to się kończy. Ale na koniec nienawiść cię zaślepiła.
- Nie zapominaj się! Nadal pozostaję
twoim władcą. Nadal należy mi się szacunek i nadal mogę go
wyegzekwować.
- Przepraszam, poniosło mnie. Jednak
to prawda. Sprawdziłem to. Królestwo nie znajduje się pod żadnymi
demonicznymi wpływami, żadna magia nie omamiła Waszej Wysokości.
Nienawiść, którą Wasza Jasność czuje do córki pochodzi z
wewnątrz.
- Dosyć! Nie masz prawa tak do mnie
mówić. To nie jest moja wina. Ona zniszczy to królestwo!
- One – poprawił łagodnie wróż -
córka Waszej Królewskiej Mości nie będzie rządzić sama. Ale to
nie jest ważne. Król się myli. Ich rządy nie będą klęską,
wręcz przeciwnie. Królestwo rozkwitnie. Widziałem to.
- I oczywiście oczekujesz, że ci
uwierzę.
- Chciałbym, by król to zrobił. Ale
aktualnie nie ma to znaczenia. To znaczy ma, ale nie dla przyszłości
państwa. Ta jest uratowana. Ale chciałem dać Waszej Jasności
możliwość wyjaśnienia sytuacji między Waszą Wysokością a
królewną.
- Sądzisz, że ta rozmowa coś zmieni?
- Nie wiem. To zależy od króla. Może
Wasza Miłość zostawić po sobie wspomnienia o dobrym władcy,
który choć się pomylił naprawił swój błąd. Albo może
zostawić Wasza Jasność żal swojej córki, że ojciec jest nie
rozumie. I królestwo nie ma z tym żadnego związku. Co Wasza
Wysokość zrobi zależy od Waszej Wysokości. Sif przyjdzie niedługo
po moim wyjściu – powiedział wróż i wstał – Nie sądzę by
to coś zmieniło, ale zawsze uważałem Waszą Wysokość za mądrego
władcę. I dobrego. Przykro mi, że tak wyszło.
- I słusznie.
Wróż wyszedł.
***
Sif nigdy nie powiedziała nikomu, o
czym rozmawiała z królem. W przeciwieństwie do innych, wieszcz
nigdy nie naciskał. Choć ciekawiło go na ile zdołał przekonać
króla, wolał nie drążyć pewnych tematów. 3 miesiące prac
społecznych jako wróżbita na zawołanie skutecznie leczy z
ciekawości, jako że jedną z pierwszych decyzji Sif jako króla
było ukaranie go za nieposłuszeństwo i brak należytego szacunku
dla władcy. Mimo to, wieszcz nie mógł zbytnio narzekać. Jego
przewidywania się sprawdzały, poddani mimo oporów zaakceptowali
nowego władcę, a on mógł, po trzech miesiącach, w spokoju wrócić
do swojej komnaty.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Prawdopodobnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz