sobota, 9 marca 2013

MOTYW II - Rosół z ogórkiem

Deadline: 26.01.2013
2 nadesłane opowiadania:

Autor: PUDEL


– Zbudź się – wyszeptała czule, wydobywając go z otchłani snu. Przewrócił się na drugi bok, odruchowo opierając się jej staraniom. Kilka minut po przebudzeniu zawsze odczuwał dziwny, trudny do opisania niepokój; gdyby miał go w jakiś sposób przybliżyć, najprawdopodobniej powiedziałby, że świat w pierwszym odruchu zachowania homeostazy odrzucał go – próbował trzymać jak najdalej od siebie.
Kobieta westchnęła cicho i spojrzała na niego znużonym wzrokiem. Rozmawiali o tym wiele razy – i była pewna, że kiedyś doprowadzi ją to do szału.
– Zbudź się – wyszeptała czule (gdyby słyszał to wyraźnie, dostrzegłby w tonie tej wypowiedzi sarkastyczną przesadę) – już czas.
Otworzył oczy i spojrzał na nią. Uśmiechnął się – trochę z miłości, trochę z przyzwyczajenia. Być może byłoby to bardziej szczere, gdyby nie wydawała mu się tak wroga i obca.
Nie odwzajemniła uśmiechu.
Uznała, że jest zbyt sztuczny.

Spojrzał na zegarek.
– Już późno – przełamał niezręczną ciszę.
– Tak – odpowiedziała po chwili.

Przeciągająca się w nieskończoność chwila milczenia.
Nigdy nie twierdził, że był z nią nieszczęśliwy. Zauważał jednak te chwile, kiedy zachowywała się dokładnie tak jak reszta świata – subtelnie, acz dobitnie odrzucając go bez żadnego wyraźnego powodu. Czuł się wtedy trochę jak ogórek w rosole.
Czegokolwiek nie miało to oznaczać.
Słońce wznosiło się coraz wyżej.
Tykanie zegarka ostrożnie próbowało przebić się przez wszechogarniającą ciszę.
Ich dłonie zetknęły się na ułamek sekundy.
Spróbował uśmiechnąć się po raz kolejny.

Znowu – tylko ciche westchnienie, ani krzty wzajemności.
– Jesteś głodny? Bardzo długo spałeś,
– Tylko troszkę.
– Przynieść ci coś?
Znowu chwila ciszy.
– Nie.

Nie rozumiała, dlaczego zachowywał się w ten sposób. Im dłużej go znała, tym bardziej zauważała dystans, jaki próbuje zachować względem świata. Kiedyś uważała to za nietypowy objaw pychy, ale z biegiem czasu, poznając go bardziej, przestała to postrzegać w ten sposób.
Wtedy właśnie – kiedy tylko doszła do wniosku, że nie jest w stanie tego wyjaśnić, zaczęło ją to irytować. Kilka razy próbowała z nim o tym rozmawiać, ale nie przynosiło to oczekiwanych skutków. Wydawało się jej, że może to ją doprowadzić do szału – ale pogodziła się z tym szybciej, niż mogłaby się spodziewać. A gdy odczuwała, że oddala się od niej coraz bardziej, coraz mniej się tym przejmowała.

Przestała czekać na odpowiedź. Nic nie mówiąc skierowała się do kuchni.
Chwilę później wszedł tam za nią.
– Może jednak bym się skusił. Co proponujesz?
– Rosół z ogórkiem.

Bez słowa wyszedł na korytarz.
Stanął przed lustrem, przyglądając się uważnie swojemu odbiciu.
Wkroczył w nie, nie pozostawiając po sobie nic – oprócz przeszywającego brzęku rozchodzącego się po mieszkaniu.
Dźwięk szybko wygasł – w tym momencie nie zostało już nic.
Nie doprowadziło jej to do szału.
Nie zależało jej aż tak bardzo.




Autor: KRASNOLUD

Królewicz, gdy jeszcze żył i był w kłopotach, zwykł mówić: „Jesteśmy po uszy w syfie”. Król dotychczas nie rozumiał, o co mu chodzi, teraz jednak zrozumiał doskonale. Nie jesteś po uszy w syfie, gdy twój syn i dziedzic umiera, a schedę po nim ma przejąć córka. Nie jesteś po uszy w syfie, gdy zjawia się tajemniczy rycerz prosząc o rękę twej córki. To wręcz tradycyjne. Nie jesteś nawet po uszy w syfie, gdy rycerz okazuje się być kobietą z wzajemnością zakochaną w twojej córce. Po uszy w syfie jesteś, gdy dzieje się to wszystko, a twoja córka właśnie ma dziedziczyć tron.
Dlatego też król wspinał się właśnie na szczyt Wieży Wschodniej (nazwa zastrzeżona przez królewski urząd patentowy) gdzie mieszkał nadworny wróżbita. Król wielokrotnie nosił się z zamiarem przeniesienia go gdzieś bliżej. Wróżbita zawsze jednak żywiołowo protestował, argumentując to odpowiednim widokiem na gwiazdy, dobrym umieszczeniem względem naturalnych fluidów i potrzebą samotności. Większość dworu uważała to za oczywistą bzdurę i sądziła, że raczej jasnowidz chce mieć święty spokój.
Zasapany król dotarł w końcu pod drzwi wieszcza, przysiadł na krzesełku by złapać oddech i po chwili zapukał do drzwi.
- Tak? – spytał zaspany głos, tonem sugerującym raczej coś w stylu „naprawdę byłoby lepiej dla nas obu jeśli się odczepisz, dziękuję.”
- Jestem królem. Przychodzę poradzić się gwiazd.
Za drzwiami zapadł cisza, w której dało się usłyszeć stłumiony szept „o 9 rano?”, a także kilka upuszczonych naczyń.
- Chwilę, muszę się przygotować – odpowiedział głos za drzwiami.
Z pokoju dobiegały odgłosy, jakie zazwyczaj się pojawiają, gdy ktoś próbuje pozbyć się wiekowego bałaganu w kilka minut. Po chwili jednak drzwi się uchyliły i wyjrzała zza nich zaspana twarz wieszcza. Wróżbita miał na sobie niebieską togę w księżyce, którą można było uważać za oficjalny strój czarnoksiężnika lub za koszulę nocną. Król wszedł do środka.
- Powinienem przekazać swój tron, czas już nadszedł. Schedę po mnie miała przejąć moja córka... – zaczął od razu król
- ...Standardowy horoskop dla królestwa jak rozumiem.
- Ona wychodzi za mąż...!Żeni się...! Wiąże z kobietą! I nadal chce rządzić!
- Aha. Zatem niestandardowy horoskop.
- Nie!
- Nie?
- To będzie katastrofa. Muszę temu jakoś zapobiec. Przybywam prosić o radę.
Wróż zamilkł na chwilę
- Król jest tego pewien?
- Oczywiście! Z tego nic dobrego nie może wyniknąć.
- Pomyślę, co da się zrobić. Ale potrzebuję spokoju. I samotności. Wieczorem przyjdę do Waszej Wysokości.
Król zebrał się do wyjścia, zanim jednak poszedł, ciekawość wzięła w nim górę i zapytał
- To koszula nocna?
- Nie. Oficjalny strój – westchnął. – Wstydziłbym się w tym spać.
Drzwi zamknęły się i król zaczął niecierpliwie schodzić w dół. Nie podobało mu się, że musi tyle czekać.
Tymczasem zza zasłony w pokoju wyszła kobieta. Miała na sobie za dużą, męską koszulę, niedbale zapiętą.
- I co teraz zamierzasz zrobić?
- Jak to co? Postawić horoskop.
- Komu?
- Królestwu. On jest gotów powstrzymać swoją córkę. Muszę wiedzieć czy słusznie.
- Horoskopy się sprawdzają?
- Tak. Prawdziwy mistrz jest w stanie przewidzieć dokładną przyszłość. A to, że noszę szatę w tandetne gwiazdki nie znaczy, że się nie znam
- Ale... to nie jest tak, że przyszłości nie da się zmienić? Niezależnie od tego co zrobi król będzie tak jak jest gdzieś postanowione?
Wróż westchnął
- Nie do końca. Nie ma „gdzieś postanowione”. Nie wiemy co zrobimy. Człowiek patrzący w przyszłość widzi najbardziej prawdopodobną wersję. Co się zdarzy, jeśli nikt nie będzie w nic ingerował. Ale przyszłość nie jest postanowiona. Jeśli ktoś ją pozna może zachować się inaczej. Dlatego tu jesteśmy. Pilnujemy by złe decyzje nie były podejmowane i by nikt niepowołany nie dowiedział się jak wygląda przyszłość. Dlatego rzadko mówimy prawdę i rzadko nam się wierzy.
- Dlaczego ty masz monopol na podejmowanie decyzji i decydowanie co jest słuszne?
- Lata praktyki, szkoleń, charakter, który jest skłonny wybierać dobrą przyszłość i możliwość zobaczenia każdej alternatywnej przyszłości.
- I ta przyszłość jest zapisana w gwiazdach?
- Nie. Nie jest zapisana nigdzie. Że przyszłość jest zapisana mówią tylko prości głupi ludzie. Albo ja, gdy mam lenia. Ale jeśli zadaję bogom pytanie, odpowiadają mi i tę odpowiedź da się odczytać. Na przykład patrząc we wnętrzności zwierząt, na ułożenie kostek lub gwiazdy. Będę potrzebował ryby
- Po co?
- Zdziwiłabyś się jak wyraźne mogą być odpowiedzi na rybich wątpiach
***
Król nie był w stanie wytrzymać do wieczora, stwierdził, że musi zobaczyć się z wieszczem teraz, zaraz. Nie będzie dłużej czekał. Dlatego gdy przyszedł po południu do wieży, zastał wróża, który kroił makrelę, intensywnie wpatrując się w jej wnętrzności. Kawałki mięsa piekł nad kominkiem i, od czasu do czasu, podgryzał.
- Makrela?
Wróż wzdrygnął się, jak wyrwany z głębokiego transu.
- Ciekawe czasy to i metody dziwne.
- Nieważne. Dowiedziałeś się czegoś?
Wieszcz stropił się wyraźnie. Zagryzł wargę i długo zastanawiał się co odpowiedzieć.
-Otrzymałem... różne wyniki. Czasem sprzeczne ze sobą. Błędy pomiaru, skazy na rybim żołądku... Gdybym mógł spotkać się z córką Waszej Jasności...
- Ty masz wymyślić sposób, w jaki mam wybić swojej córce z głowy to szaleństwo.
- Byłoby mi prościej gdybym poznał, choć trochę, jej charakter. To żywy człowiek, nieobliczalny.
- Ha! I to jeszcze jak. Nigdy bym nie pomyślał, że dojdzie do czegoś takiego. Dobrze. Przyślę tu moją córkę. Rzekomo po horoskop. Tylko pamiętaj! Chodzi nam o to, by ją powstrzymać, nie zachęcać.
Wróż smętnie pokiwał głową.
- A... nie bierze Wasza Jasność pod uwagę możliwości, że ona będzie dobrym władcą?
Król spojrzał na niego z niechęcią.
- Nie. To niemożliwe. Nie z tym... dziwolągiem u boku – i wyszedł.
Schodząc, minął kobietę idącą na wieżę. Przez krótką chwilę zastanawiał się, po co tam idzie, ale ujrzawszy koszyk z jedzeniem, porzucił te rozważania na rzecz spraw ważniejszych, tak jak sukcesja.
Kobieta weszła na szczyt wieży i nie pukając wślizgnęła się do środka.
- I co? – spytała kładąc chleb, masło i dzbanek wody na stole, obok bezcennych zwojów o astrologii i rozbebeszonej makreli.
- Kicha na całej linii.
- To znaczy?
- Jeśli królewna, Sif, tak się nazywa, rzeczywiście przejmie władzę... nieważne. To się jeszcze nie zdarzyło. Dziękuję tylko bogom, że raczyli nie rozjaśnić kwestii jej potomka.
- No dobrze, ale co masz zamiar zrobić?
- Na razie będę musiał postawić jeszcze jeden horoskop. Właściwie nie jeden.
- Po co?
- By zobaczyć, jakby to powiedzieć, wersje alternatywne. Chcesz makrelę?
- Co? A. A nie będziesz jej już potrzebował?
- Nie, smacznego. Ości możesz rzucić tu – powiedział podając jej porcelanowy talerzyk z misternie namalowanymi znakami zodiaku i gwiazdami.
Kobieta podeszła do kominka, gdzie na ruszcie piekły się kawałki makreli zostawione tam przez wróża. Widelcem sprawdziła ich stan i nałożyła dwa. Spojrzała na wróża, ale ten przypatrywał się płomieniom dość nieprzytomnym wzrokiem. Kobieta westchnęła, rozejrzała się po pokoju i usiadła na parapecie okiennym. Mógłby mieć więcej gości, gdyby załatwił sobie drugie krzesło, pomyślała. Chwilę później postawiła mu talerzyk z kilkoma ośćmi pod nosem. Wróż spojrzał tak samo mętnym wzrokiem na talerzyk, na kobietę, na pokój i znów na ogień.
- Dobrze. W sumie nie do końca dobrze, ale teraz nic na to nie poradzę. Idź do posłańca, który przybędzie z królestwa i przyprowadź go tu.
- Ale...
-Na dziedzińcu. Za pół godziny. Tylko zanim dotrze do króla.
- Ale...
- Idź.
Kobieta popatrzyła na wciąż lekko nieprzytomnego wróża i popukała się w czoło. I wyszła. Wieszcz momentalnie oprzytomniał.
***
- Myślę, że król nie będzie zadowolony, że najpierw przyszedłem do ciebie.
- Dlatego mu o tym nie mów. Masz wieści z kraju. Co się dzieje za tymi murami?
- Wszędzie pojawiają się tradycyjne oznaki pojawienia się nowego króla. Wiesz, dzieci rodzą się ze znamieniem w kształcie królestwa, epidemia skrofuł zaczęła samoistnie wygasać, naczelnemu projektantowi mennicy królewskiej przyśnił się nowy projekt monety, z głową królewny, takie tam. Tradycyjnie.
- Tradycyjnie?
- No tak. Z tym że kilka rzeczy nie do końca się zgadza. Pierścień, co to go w kopalni soli mieli znaleźć, posag wnoszony, takie tam, zniknął. Zamiast tego znaleźli puklerz, co wszystkich sporo zdziwiło. Raczej nikt nie łączy tych dwóch rzeczy, ale to chyba jasne biorąc pod uwagę całą sytuację.
- Coś jeszcze?
- W najwyżej położonej wiosce mieszka smok, który zawsze, gdy nowy król ma być koronowany, wybiera się na łowy. Tyle że teraz to była smoczyca.
Po czym poznali?
- Zeżarła im osły. Smoki łapały krowy, konie i takie tam. Tylko smoczyce mogą interesować się osłami.
- Zaprawdę głębokie spojrzenie w płeć piękną. Dobra, leć z tymi informacjami do króla.
- Ty, co ja mam mu powiedzieć? Przecież za takie informacje to on mnie w smole i pierzu każe obtoczyć.
- Aż tak źle może nie będzie. Ale na pewno się wkurzy. Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego.
- Też mam taką nadzieję
Posłaniec wyszedł. Wróż zaczął bawić się monetą znalezioną w kieszeni. Zastanawiał się co powinien zrobić, skoro już upewnił się po czyjej stronie jest. I jak z tego wszystkiego wyjść z honorem. Kilka minut po wyjściu posłańca rozległo się ciche pukanie do drzwi. Wróż wstał i podszedł otworzyć drzwi. Za nimi stała dziewczyna, a może raczej młoda kobieta. W końcu miała niedługo przejąć władzę.
- Ojciec kazał mi tu przyjść. Po horoskop – odezwała się.
- Witaj. Wejdź do środka. Jedno krzesło przynajmniej mam.
- Witaj... masz jakieś imię?
- Na pewno nie teraz. Kiedyś... ale to było dawno. Teraz reaguję na opis mojej funkcji.
- Reagujesz na „hej, wróż”?
- Nie, na „o wielki jasnowidzu, przepowiadaczu przyszłości, czytaczu gwiazd, zechciej nam łaskawie powiedzieć...”, ale dla królów robię wyjątek.
- Jesteś całkiem pewny siebie.
- Wiem, na co mogę sobie pozwolić. Nie ma lepszego wróżbity ode mnie w tym królestwie.
- Bycie najlepszym to nie wszystko. Kiedyś możesz natrafić na władcę, który woli posłusznego, tępego idiotę niż ciebie.
- Ma królewna zamiar mnie zwolnić?
- Nie jestem królem
- Jeszcze.
- Nigdy, jeśli mój ojciec ma coś do powiedzenia w tej kwestii. Aktualnie chyba uważa mnie za coś między chodzącą obrazą majestatu, a nastolatką buntująca się jemu na złość. W każdym razie nie za następcę tronu. Wyegzorcyzmowałby mnie, gdyby tylko był w stanie znaleźć odpowiedniego kapłana dość szybko. I nie on jeden tak sądzi.
- Ale nie wszyscy.
- Jeśli chodzi o przekazanie mi władzy to tak, jakby wszyscy tak myśleli.
- Ludzie mieli już wcześniej żeńskich królów.
- Ale zawsze w pobliżu był jakiś mężczyzna, do przejęcia władzy. Teraz nie mogą mieć nadziei nawet na to. Zresztą, dlaczego próbujesz mnie przekonać? Ja wiem czego chcę. Wiem z kim. Jedyne, czego nie wiem, to jak.
- Mówię to by ci przekazać, że jestem po twojej stronie. Niezależnie od tego, co sądzi twój ojciec.
- Dlaczego?
- Muszę odpowiadać na to pytanie?
- Byłoby dobrze. Chciałabym wiedzieć, czy na przykład nie żywisz jakiejś urazy do mojego ojca i zrobisz wszystko by się na nim zemścić.
- Co? Nie, zawsze szanowałem króla. Ale teraz popełnia błąd.
- Bo jesteś bardzo tolerancyjny, czy bo widziałeś przyszłość?
- To moja praca, musiałem zobaczyć jak to będzie wyglądać.
- A tolerancja?
- Zadajesz mi pytania, które są bez związku. I nie pomogą ci w żaden sposób uzyskać aprobaty ojca. Jest mi obojętne, kto i w jaki sposób będzie rządził, byleby królestwu wiodło się dobrze, a ja nie musiałbym wychodzić z wieży.
- Naprawdę?
- Tak.
- Cóż... dziękuję.
- Za co?
- Za szczerość. I traktowanie mnie jak człowieka, bardziej niż ktokolwiek inny. Pomożesz mi?
- Tak. Po to właśnie tu jestem.
- Znajdziesz sposób by przekonać ojca?
- Postaram się.
- Trzymam cię za słowo. Zajmij się tym – królewna wstała - I na przyszłość, nie waż się ze mną rozmawiać w ten sposób więcej.
- Przepraszam Wasza Wysokość. Więcej się to nie powtórzy.
- Mam taką nadzieję – i wyszła.

***
- Odwiedziło cię dziś więcej osób niż przez ostatni rok – odezwała się kobieta, wchodząc do pokoju wieszcza. – Na schodach taki tłok, że nie można się prawie dostać do ciebie.
- Nieprawda, w zeszłym roku było tu trzech różnych dostawców pizzy. Licząc jeszcze ciebie i dziewczynkę od kotka, nadal ostatni rok był bardziej zatłoczony.
- Nie o to mi chodziło i wiesz o tym.
- Tak, wszyscy mi to mówią. Tylko nie wiem dlaczego. Nieważne! Potrzebuję jeszcze jednego horoskopu, choć nie wiem czy mogę tak to nazwać – wróż sięgnął do kieszeni i wyjął drobną monetę – to chyba bardziej test. Głowa króla pomagam królowi, insygnia – królewnie. Zapamiętaj, bo ja mam krótką pamięć do takich rzeczy.
- Będziesz rzucał monetą? By zadecydować komu pomóc?
- Nie zadecydować. To też jest pytanie do bogów. Tylko proste, na tylko dwie opcje. Nie tyle co mam zrobić, tylko co będzie lepsze. Na zwyczajnych śmiertelników by nie zadziałało.
- Jesteś jak kapłan.
- Tak, tylko mnie bogowie odpowiadają – wróż rzucił. Moneta spadła na ziemię.
- Chyba masz problem.
- Naprawdę? Co ty nie powiesz?
- Co znaczy krawędź?
- Że żadna odpowiedź nie była prawidłowa.
- To co? Masz rzucić to wszystko i zostać pustelnikiem w górach?
- Kusząca propozycja. Niestety chyba nie mogę z niej skorzystać. Ale przyznam się, że spodziewałem się takiego wyniku.
- Jeśli wiedziałeś, że wypadnie krawędź...
- Nie wiedziałem. Podejrzewałem, że coś dziwnego się stanie. Cała ta sytuacja jest szyta grubymi nićmi.
- I co zamierzasz zrobić?
- Żebym to ja wiedział...
- Istnieje jeszcze jedna opcja
- Jaka?
- Że obydwie odpowiedzi były prawidłowe.
- Jak? To niemożliwe. Nie mogą oboje mieć racji! Chcą zupełnie przeciwnych rzeczy! To niemoż... Nie. Masz rację.
- W sumie, to był żart.
- Trudno. Co prawda to jeszcze bardziej utrudnia wszystko... Potrzebuję chwilę pomyśleć. Możesz w międzyczasie pójść i odnieść resztki jedzenia do kuchni.
- Czy do ciebie kiedyś dotarło, że nie jestem twoją służącą?
- Nie. A teraz potrzebuję spokoju.

***

Za radą wróża król postanowił wyprawić ucztę, na której miał oficjalnie powiedzieć, kto zostanie jego następcą. Król nie chciał się zgodzić, dopóki nie zdał sobie sprawy, że może też przy wszystkich odmówić oddania tronu Sif. Wtedy się rozpogodził i wydał rozkazy służącym. Po raz pierwszy od kilkunastu dni król uśmiechnął się i pomyślał, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Dziwił go tylko fakt, że i Sif wydawała się być zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale może wieszcz coś jej nakłamał. Swoją drogą, wróż też zachowywał się dziwnie, po raz pierwszy chyba od czasu swojego mianowania wyszedł z wieży. Chyba nie wiedział, co ze sobą zrobić, bo biegał od ogrodów, do kuchni i chyba nawet wyszedł na targ. W każdym razie nie dało się z nim porozmawiać od tamtego czasu. Jednak na ucztę przybył, ubrany w swój oficjalny strój. Pewnie dlatego miał minę jakby oficjalnie wręczono mu nakaz eksmisji z jego wieży. Stał w pewnym oddaleniu w kącie sali, ale miał stamtąd dobry widok na wszystkich, a w szczególności na króla. I nie odrywał od niego wzroku. Co też było podejrzane. Ale za późno by cokolwiek zrobić. Po pierwszym daniu, król wygłosi przemówienie, odsunie Sif od władzy i wszystko skończy się dobrze. Kucharze właśnie dali znak i służący zaczęli wnosić wazy z zupą. Dobry, tradycyjny rosół. Bez żadnych ekstrawagancji, tak jak chciał. Służąca podała mu już nalany talerz. Skądś kojarzył jej twarz, ale kto by pamiętał twarze służących? Dał znak do rozpoczęcia uczty. Gdy zjadł pierwszą łyżkę, spod makaronu na talerzu wypłynął plaster zielonego ogórka. Król patrzył na niego w osłupieniu i przypomniał sobie, gdzie widział służącą. Minął ją na schodach do wieży jasnowidza. Król spojrzał na wieszcza, który lekko skinął głową. A potem król nie widział już niczego.

***

Wieszcz siedział w małym pokoju obok łóżka króla. Królewskie komnaty były wielkie i przestronne, jednak z niewiadomych przyczyn król zdecydował po przyjęciu położyć się tutaj i wróżbita był bardzo zadowolony z tego powodu. Był także zadowolony ze zgody króla na sukcesję i z faktu, że plan się udał. Ogółem rzecz biorąc wróż powinien być bardzo zadowolony, tyle że nie był.
- Co się stało? – spytał król otwierając oczy – byłem na przyjęciu, właśnie miałem coś powiedzieć, ale nic nie pamiętam...
- Na przyjęciu król oficjalnie uznał swoją córkę za następcę tronu. Cytując „Jakich błędów by nie popełniła, zostaje moją córką i prawowitym następcą tego tronu”. Koniec cytatu.
- Co?! Nie to chciałem powiedzieć! I dobrze o tym wiesz.
- Wiem. Ja to zrobiłem.
- Co zrobiłeś?
- Nie mogłem dopuścić by król ją wykluczył.
- Dlaczego nie? Sprowadziłeś zagładę na całe królestwo. Ale nadal mogę temu zapobiec.
- Nie i nie. Wasza Jasność nic nie powie na ten temat. Z trzech powodów. Po pierwsze, król nie może przeczyć sam sobie, ludzie muszą wierzyć, że król jest pewny tego co mówi. Po drugie, nie ma innego potomka, a królestwo musi mieć władcę. Z jednej dynastii. Władza należy się tylko jednemu rodowi, tak muszą myśleć poddani. Po trzecie, o czym Wasza Wysokość doskonale wie, Wasza Miłość umiera. Stąd pośpiech, stąd irytacja, stąd przymus przekazania władzy. Przed śmiercią król musi wyznaczyć następcę, swojego potomka, który przejmie władzę. Ja zaś wiem, że król nie dożyje jutrzejszego wieczoru.
- To groźba?
- Nie! Nie. Śmierć Waszej Królewskiej Mości będzie całkowicie naturalna i pogrąży poddanych w żałobie. Mnie również. Wasza Wysokość był dobrym władcą, żałuję, że tak to się kończy. Ale na koniec nienawiść cię zaślepiła.
- Nie zapominaj się! Nadal pozostaję twoim władcą. Nadal należy mi się szacunek i nadal mogę go wyegzekwować.
- Przepraszam, poniosło mnie. Jednak to prawda. Sprawdziłem to. Królestwo nie znajduje się pod żadnymi demonicznymi wpływami, żadna magia nie omamiła Waszej Wysokości. Nienawiść, którą Wasza Jasność czuje do córki pochodzi z wewnątrz.
- Dosyć! Nie masz prawa tak do mnie mówić. To nie jest moja wina. Ona zniszczy to królestwo!
- One – poprawił łagodnie wróż - córka Waszej Królewskiej Mości nie będzie rządzić sama. Ale to nie jest ważne. Król się myli. Ich rządy nie będą klęską, wręcz przeciwnie. Królestwo rozkwitnie. Widziałem to.
- I oczywiście oczekujesz, że ci uwierzę.
- Chciałbym, by król to zrobił. Ale aktualnie nie ma to znaczenia. To znaczy ma, ale nie dla przyszłości państwa. Ta jest uratowana. Ale chciałem dać Waszej Jasności możliwość wyjaśnienia sytuacji między Waszą Wysokością a królewną.
- Sądzisz, że ta rozmowa coś zmieni?
- Nie wiem. To zależy od króla. Może Wasza Miłość zostawić po sobie wspomnienia o dobrym władcy, który choć się pomylił naprawił swój błąd. Albo może zostawić Wasza Jasność żal swojej córki, że ojciec jest nie rozumie. I królestwo nie ma z tym żadnego związku. Co Wasza Wysokość zrobi zależy od Waszej Wysokości. Sif przyjdzie niedługo po moim wyjściu – powiedział wróż i wstał – Nie sądzę by to coś zmieniło, ale zawsze uważałem Waszą Wysokość za mądrego władcę. I dobrego. Przykro mi, że tak wyszło.
- I słusznie.
Wróż wyszedł.
***
Sif nigdy nie powiedziała nikomu, o czym rozmawiała z królem. W przeciwieństwie do innych, wieszcz nigdy nie naciskał. Choć ciekawiło go na ile zdołał przekonać króla, wolał nie drążyć pewnych tematów. 3 miesiące prac społecznych jako wróżbita na zawołanie skutecznie leczy z ciekawości, jako że jedną z pierwszych decyzji Sif jako króla było ukaranie go za nieposłuszeństwo i brak należytego szacunku dla władcy. Mimo to, wieszcz nie mógł zbytnio narzekać. Jego przewidywania się sprawdzały, poddani mimo oporów zaakceptowali nowego władcę, a on mógł, po trzech miesiącach, w spokoju wrócić do swojej komnaty.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Prawdopodobnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz