I znów ruszamy pełną parą! Nowy motyw, nowe możliwości...
- pełna swoboda tematyczna, nie mniej pełna swoboda objętościowa
- deadline: niedziela, 23 marca (godzina 23.59)
- ślemy na adres opowiadaniezmotywem@gmail.com
- i wreszcie motyw - WĘZEŁ
niedziela, 16 marca 2014
poniedziałek, 10 marca 2014
MOTYW XIV - PASTERZ
Wracamy. Po ponad dwóch miesiącach przerwy.
Indżojcie!
Autor: WAFEL
Autor: PUDEL
Autor: KRASNOLUD
Indżojcie!
Autor: WAFEL
Tom i owce
( http://waflowy-blog.blogspot.com/search/label/owce )
ZIMA
Zima trwała w najlepsze. Śnieg
zasypał całą okolicę, a było go tak dużo, że zakryte były
nawet parapety okien, a do owczarni Tom musiał przekopać tunel.
Była już noc, pasterz ogrzewał się
przy kominku i nie mógł zasnąć. Od ognia docierał do niego
trzask palącego się drzewa i dźwięk gotującej się nad nim wody
w blaszanym czajniczku.
Tom patrzył w stronę kilku
zakurzonych książek leżących bez ładu na półce przy kominku. W
jego smutnych oczach pojawiła się mała iskierka. W pewnej chwili
zerwał się, żeby złapać jeden z tomów, ale ledwo wstał,
zatrzymał się z ręką drętwo wyciągniętą przed siebie. Poczuł
coś jakby strach, lęk przed tym, co jest w tych książkach.
To były jego zapiski, dzienniki i
pamiętniki z podróży, bogato ilustrowane notesy zapisane
przeszłymi wydarzeniami. W nich mieszkają ciągle historie z
dawnego życia Toma, pełnego życiowych zwrotów akcji, pomyłek i
sukcesów. Książki pełne przygód i wspomnień z tułaczki po
świecie, oraz pamięci o spotkanych po drodze ludzi.
Pasterz opadł na swój fotel, i
rozpłynął się we wspomnieniach. Najpierw zaczął sobie
przypominać, jak kilka lat temu wyruszył w góry w poszukiwaniu
przygód, jak wrócił, jak cieszył się ze znalezienia zaginionych
owiec. Przypominał sobie, jak witała go u progu, i jak potem
zniknęła. Potem ciężką zimę, Jej powrót, te wszystkie dziwne
sytuacje na polanie. Chwile przebiegały Tomowi przed oczami, jedna
za drugą, powoli coraz bardziej tracąc jakiś chronologiczną czy
logiczną kolejność. W którymś momencie uświadomił sobie, że
jutro minie kolejny rok, jak na polanie pojawiły się owce.
- To już tyle lat tu mieszkam?… -
wyjątkowo głośno odezwał się, rozglądając po chatce.
Dalej cofnął się myślami do
momentu, gdy przybył na polanę podczas ucieczki przed wcześniejszym
życiem. Potem przypomniał sobie, jak poznał Ją, znowu cofnął
się do momentu odkrycia polany i ruin gospodarstwa, które zastał,
następnie przed oczami pojawiła się chwila, gdy pierwszy raz
ujrzał na polanie owce. Zamknął na dłużej oczy.
Jego myśli zaczęły kołować wokół
polany, wokół owiec i wokół Niej, nagle znowu skoczyły o kilka
lat wstecz. Teraz przed oczami widział jego podróże, odległy
świat, góry, morza, statki, wojska. Piękne kobiety, jedna za
drugą, które zostawiał w kolejnych opuszczanych miastach. Potem
znowu pomyślał o Niej.
Śwwiiiiiiiii! - nagle Tom zerwał się,
dopiero po chwili przypominając sobie, że wstawił wodę na
herbatę. Podszedł do kominka, zdjął czajnik z uchwytu i lekko
parząc palce ściągnął gwiżdżący jeszcze korek. Potem podszedł
do stolika, na którym był już przygotowany kubek z mieszanką
pokruszonych, suszonych liści. Nalał wodę, odstawił czajnik na
ceglaną półkę przy kominku i wrócił na fotel.
Zaczął myśleć o owcach, o tym, że
kończy się siano i że będzie trzeba zejść do wsi po coś do
jedzenia. Postanowił, że jutro pójdzie na wiejski targ, a może
nawet zawędruje do miasta, odwiedzić starego przyjaciela. Zaczął
układać przebieg rozmowy, zadawać samemu sobie pytania, na które
chciałby jutro uzyskać odpowiedzi. Jego myśli powoli zaczęły się
rozmywać. Jedną ręką złapał kubek i spróbował napić się
gorącego naparu, drugą przeciągnął gruby skórzany kożuch
oparcia fotela. Zbyt gorący napój oparzył lekko popękane usta
Toma, krzywiąc się odstawił więc kubek na stół, i zasunął
mocniej na siebie kożuch. Jego myśli nie układały się już w
konkretne obrazy, przypominały raczej wielokolorowe plamy mieszające
się z blaskiem ognia i unoszącą się nad kubkiem parą. Zamknął
oczy i osunął się lekko, zasypiając.
Autor: PUDEL
- Rozumiesz. W każdym życiu
przychodzi wreszcie ten moment, w którym nie możesz juz udawać, że
nie widzisz gówna, które się wokół ciebie nazbierało - mruknął
Artur. - Bardzo długo starałem się robić wszystko, co w mojej
mocy, żeby móc je nazwać - w sensie, życie, nie gówno -
wartościowym. Nie wyszło.
Podniósł się i leniwym krokiem
podszedł do okna.
- Wiem, że nie lubisz, kiedy palę.
Może to głupie i banalne, ale pamiętam, jak byłaś ze mnie dumna,
kiedy udało mi się rzucić. I tym bardziej mi wstyd, że upadłem.
Po tylu latach.
Chwila ciszy. Koślawe kółko z dymu,
udawany uśmiech. Wzrok uciekający gdzieś daleko, w stronę
pochłoniętego wiosną świata.
- Myślę, że dokładnie o to chodzi.
Małe, nic nie znaczące porażki. "Byłeś wierny w rzeczach
małych, nad wielkimi cię postawię. A sługę złego wyrzućcie na
zewnątrz, w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów."
Czy coś takiego. Rozumiesz?
Cisza.
- Tak naprawdę to bardzo proste. Jak
mam wierzyć w to, że mogę zmienić cokolwiek, jeśli przegrywam z
taką pierdołą? Z jednym gównianym papierosem? Z pobudką każdego
kolejnego dnia? Z tymi wszystkimi głupotami, które zdążyłem już
spieprzyć?
Gromadka hałaśliwych dzieci
przebiegła za oknem.
- Pewnie chcesz powiedzieć, że można
próbować je zrównoważyć codziennymi sukcesami. Ale, szczerze
mówiac, nie widzę ich. Czy raczej - nie wydaje mi się, żeby miały
znaczenie. Myślę, że potrzebuję czegoś, dzięki czemu mógłbym
uwierzyć, że da się. Zrobić coś więcej, niż tylko unik. Stanąć
twarzą w twarz z problemem i rozwiązać go.
Ciężki wdech.
- Tak naprawdę nigdy nie rzuciłem
palenia. Chciałem, żebyś przestała się o mnie martwić. To
wszystko.
Cisza.
- Mówię o tym dlatego, żebyś
zrozumiała. Podjąłem już decyzję. Za godzinę idę na spotkanie
z Pasterzem - wiesz, jak o Nim mówią. "Każdy zasługuje na
nowy początek" - nawet ja. Odstałem swoje w urzędach, udało
mi się załatwić wszystkie formalności... - chwila zastanowienia -
... może nawet to jest ten mały, codzienny sukces, którego szukam.
Cichy uśmiech.
- Zapomnę o wszystkim. Skończę z tym
gównem. Zacznę od nowa, gdzie indziej, z nowym sobą. Wiem, że On
o mnie zadba. O to, żeby było dobrze. I boję się tylko jednego...
Palce nerwowo stukają w parapet.
Wdech.
- To znaczy, że już się nie
zobaczymy. A nawet jeśli tak by się stało - już nie będę
wiedział, kim jesteś. Nie będę pamiętał żadnej z 'naszych
chwil. I właśnie dlatego mówię ci o tym wszystkim. O kłamstwach,
porażkach, ucieczkach. Żebyś wiedziała, że nigdy nie byłem tego
wart. Żebyś też mogła zapomnieć.
Niedopałek wyrzucony za okno.
Mrugnięcie trochę dłuższe niż
zwykle.
Dwa kroki w głąb pokoju.
Chwila zawahania.
Przycisk 'stop' na dyktafonie.
Dream away, don't wait for the
night...
Autor: KRASNOLUD
„Pan jest moim pasterzem, nie brak mi
niczego”
Rzut. Strzałka wbiła się w tarczę
na ostatnim kawałku punktowanym za jeden. Trzy centymetry niżej i
byłby środek. I nos Konrada. Na wszystkich filmach widać jak ktoś
rzuca strzałkami w czyjeś zdjęcie i przynajmniej trochę go to
odstresowywuje. Nie mówią tylko, że trzeba trafiać by to pomogło.
Bo teraz nie pomagało. Nic nie
pomagało gwoli ścisłości, nawet ulubiona muzyka ze słuchawek i
lody malinowe. I byłem coraz bardziej wkurzony, zwłaszcza, gdy po
piętnastu rzutach, suma punktów wynosiła piętnaście. Takie
rzeczy nie powinny się dziać, zwłaszcza, że do wiszącej nad
łóżkiem tarczy rzucałem niemalże codziennie. Dlaczego nie
trafiałem? Wyglądało to jakby nawet moje własne rzeczy brały
stronę wroga.
„Pozwala mi leżeć na zielonych
pastwiskach”
Nie do wiary jak wiele rzeczy może się
spieprzyć w tak krótkim czasie. Trzy dni temu wszystko było
spokojne. Z Konradem się dogadywałem, nie był to mój brat ani
swat, ale dało się od niego pożyczyć notatki i był w stanie
wytłumaczyć mi niezrozumiałe części hydrodynamiki. Czyli
większość.
A akurat zbliżała się sesja i
niestety, większość materiału nadal była nieogarnialnym bagnem.
I trzeba było coś z tym zrobić.
- A znasz żart jak to Bóg obserwuje
uczących się studentów? – spytał Konrad, gdy zagadałem do
niego w przerwie ćwiczeń.
- Nie.
- Obserwuje Bóg, w towarzystwie
archanioła Gabriela, studentów. Pierwszy miesiąc, studenci
medycznego, uniwerku i politechniki balują. Mija czas, miesiąc do
egzaminów, studenci medycznego się uczą, studenci uniwerku i
politechniki dalej się bawią. Tydzień do egzaminów, studenci
medycznego się uczą, studenci uniwerku się uczą, studenci
politechniki dalej się bawią. Dzień przed egzaminem studenci
medycznego się uczą, studenci uniwerku się uczą, studenci
politechniki się modlą. Na co Bóg: „no! I tym pomożemy”
- Ha, ha. Bardzo zabawne. Tylko że
niestety, wszechświat tak nie działa. Wytłumacz mi jeszcze raz
cały ten zakres, bo go nie rozumiem. A egzamin za trzy dni.
- Spoko spoko, dam radę. Zdasz.
„Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę
odpocząć”
I tępy chuj zostawił mnie na lodzie.
W poniedziałek był egzamin, także umówiliśmy się na sobotę,
by mi wyjaśnił temat. Pojechałem pod jego blok, zadzwoniłem do
mieszkania i nikt się nie odezwał. Czekałem godzinę, próbując
się dodzwonić. Nic. Tak samo w niedzielę, mrok na schodach, pustka
w domu. I nikt nie odbiera. Spytałem go dziś, przed egzaminem, co
odwala. Nie zdążył odpowiedzieć, bo wezwali nas do sali.
Oczywiście skończył wcześniej ode mnie i zwiał, ja tymczasem
użerałem się z niezrozumiałymi dla mnie zadaniami. Mimo sporego
wysiłku, wkuwanie tego przez cały weekend mi nie pomogło. Z
egzaminu wyszedłem jako jeden z ostatnich.
- Hej! Słyszałeś wieści? –
zawołał do mnie Maciek, gdy pojawiłem się na korytarzu.
- Jakie?
- Konrad przespał się z Kingą.
- Co?! – to że Kinga była
najładniejszą dziewczyną na roku, niewiele mówi, bo to
politechnika. Ale dość powiedzieć, że każdy facet latał za nią
z omalże wywieszonym ozorem. Ja również. – Kiedy?
- A w ten weekend. Znaczy takie plotki
chodzą, ale na to wygląda.
Tępy chuj.
Wstałem, wyciągnąłem wszystkie
strzałki i położyłem się naprzeciwko tarczy. Zacząłem rzucać.
Jeden, jeden, jeden, jeden i jeden. Nic nie poszło. Egzamin też nie
poszedł, wyniku dobrego nie będzie. Cholera. Nie wypadało, ale
zostaje tylko się modlić. Nie wiem tylko, czy to działa
retrospektywnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)