You know the drill:
Adres: opowiadaniezmotywem@gmail.com
Data nadsyłania: 10.06.18 (niedziela), 23:59
Dowolność formy i objętości
Motyw (zaproponowany, wbrew pozorom, przez uczestników): DEFORMACJA
poniedziałek, 28 maja 2018
środa, 16 maja 2018
MOTYW XXXIX - ZESZYT
Uprzejmie informuje się mieszkańców o pojawieniu się dwóch nowych lokatorów.
Autor: KAWKA
Tytuł: TU JEST PIES
Autor: KAWKA
Tytuł: TU JEST PIES
Najpierw słyszę tylko cichnący powoli szum maszynerii. Po
pewnym czasie zaczynam widzieć. Stoję na ulicy. Jest ciemno. Ze wszystkich
stron otaczają mnie neonowe napisy i billboardy. Im dłużej się w nie wpatruję,
tym bardziej wyraźne przybierają kształty. Bezsensowne, kolorowe światła pod
moim badawczym wzrokiem niechętnie zaczynają składać się w słowa i obrazy.
Ruszam przed siebie i zatrzymuję się dopiero w zaułku pozbawionym tej
wszechobecnej krzykliwości. Analizuję sytuację. Jestem mężczyzną w średnim
wieku. Mam na sobie czarne jeansy, wytarty podkoszulek i brązowy płaszcz.
Przetrząsam kieszenie. Znajduję w nich ogryzek ołówka i mały, zniszczony
zeszycik. Otwieram go z nadzieją na bardziej wyczerpujące informacje dotyczące
położenia, w którym się znajduję. Zerkam na pierwszą stronę, na drugą. Ruchem
kciuka wprawiam kartki w ruch i przemiatam spojrzeniem wszystkie pozostałe. Na
każdej jest jedno, identyczne zdanie:
Znajdź psa.
Kilka ostatnich stron pozostało pustych. Niewiele myśląc
chwytam za ołówek i przepisuję słowa na pierwszej wolnej, żeby charakter pisma
zdradził mi przynajmniej, czy to ja jestem autorem tej monotonnej lektury.
Okazuje się, że owszem, to moja sprawka. Odkładam rzeczy z powrotem do kieszeni
i wzdycham. Chyba powinienem zacząć szukać tego czworonoga.
Znajdź psa.
Te słowa cały czas rozbrzmiewają w mojej głowie. Ponownie
idę drogą. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że wszystko, co mnie otacza jest
dobudowywane na bieżąco; że wszystkie ulice, które mijam, są tylko
dwuwymiarowymi projekcjami. Dopiero, gdy wybieram jedną z nich i w nią skręcam,
obraz zaczyna się uwypuklać. Rozglądam się dookoła. Nie ma tu żywego ducha.
Właściwie, od samego początku nikogo nie spotkałem, tylko wcześniej za bardzo
byłem zaabsorbowany poszukiwaniami, żeby to zauważyć. Nie ma ludzi, nie ma
samochodów. Nie ma nawet gołębi. Podchodzę do najbliższego budynku i próbuję
dostać się do środka. Widzę drzwi. Najpierw są tylko odznaczającym się na tle ściany
ciemniejszym prostokątem. Z każdym krokiem dostrzegam jednak coraz więcej
szczegółów. Czy raczej pojawia się na nich coraz więcej szczegółów, myślę.
Chwytam za klamkę. Ani drgnie. Nagle uświadamiam sobie, że klamka jest z
identycznego tworzywa jak reszta domu. Jest jakby wyrzeźbiona, tak samo z
resztą jak zawiasy i futryna. Substancja tworząca te budowle, a także, co
uświadamiam sobie z pewnym niepokojem również ulice i chodniki jest czarna i
homogeniczna. Odsuwam się zdegustowany i idę dalej. Niechętnie skręcam w
kolejną wypchaną neonami ulicę, kiedy
Znajdź psa.
nagle część świetlówek formuje się przed moimi oczami w
znajomy napis. Przyspieszam, czuję, że kończy mi się czas na rozwiązanie tej
zagadki. Wydaje mi się, że światła wokół mnie stają się coraz gęstsze i
bardziej napastliwe. Mam nadzieję, że to oznacza, że zbliżam się na miejsce.
W końcu, gdy blask oślepia mnie już całkiem nie do
zniesienia, wyrasta przede mną budynek innego typu. Jest znacznie wyższy od
pozostałych i choć sprawia wrażenie zbudowanego z tego samego ohydnego
tworzywa, ewidentnie można do niego wejść. Droga, którą podążam, prowadzi do
środka prosto przez otwarte zachęcająco wrota. Podświadomie wyczuwam w tym
pewien podstęp, jednak uczucie to jest we mnie tłumione z powodu ogromnej,
obezwładniającej ulgi, która mnie zalewa, gdy czytam napis znajdujący się nad
wrotami:
Tu jest pies.
***
- Co robisz?
- Nic.. Próbuję reanimować komputer. Ciągle restartuję mu
system operacyjny, a ten cholerny wirus i tak prędzej czy później wyłazi.
- Ten ze śmieszną nazwą?
- Taa. HidingDoggie.
***
Najpierw słyszę tylko cichnący powoli szum maszynerii. Po
pewnym czasie zaczynam widzieć.
----_=,_
o_/6~/#\
\___|##/
----/~''~\
---/~~~#'-.
---\#|_~~~_'-. /
---|~/~\_( #~|"
-C/...,----___/
o_/6~/#\
\___|##/
----/~''~\
---/~~~#'-.
---\#|_~~~_'-. /
---|~/~\_( #~|"
-C/...,----___/
Znajdź psa!
Autor: KRASNOLUD
27.09
Zawsze, gdy zaczynam nowy
dziennik, ogarnia mnie ekscytacja. To głupie, ale jest coś w tych czystych, niezapisanych
kartkach. Jakbym mógł samodzielnie zapełnić przyszłość, sam ją stworzyć. Takie
poczucie sprawczości. A tutaj jeszcze #takasytuacja - znalazłem ten zeszyt. Leżał
sobie na parapecie, dwa dni, sprawdzałem, bo przecież nie chciałbym komuś
zeszytu ukraść, zwłaszcza tak fajnego. Czarna filcowa okładka, z jakimś
zielonym wzorkiem.
To dziwne ekscytować się
takimi rzeczami, ale ja zawsze byłem dziwny. W podstawówce mówiłem, że moim
ulubionym sportem jest snooker, lubiłem kolor
różowy, po szkole oglądałem kucyki z młodszą siostrą. A że byłem dosyć szczupły
i dobrze ubrany, często brano mnie za geja, co nie ułatwiało życia. Raz prawie
dostałem w twarz, poza tym dziewczyny niespecjalnie chciały się ze mną umawiać.
Jednak dość wcześnie rodzice wmówili mi, że warto być sobą (łatwo się domyślić,
że potem pożałowali swojego podejścia), więc nie próbowałem udawać kogoś, kim
nie jestem. Zresztą opłaciło się, bo przed wakacjami poznałem Gosię i na razie wszystko
wygląda dobrze.
W ogóle, mimo początku roku szkolnego,
mam jakiś taki nieuzasadniony optymizm. Że będzie dobrze, że wszystko mi się
uda. Może mi przejdzie, ale na razie czuję się naprawdę fajnie.
29.09
Przytłumiło mnie przez te dwa dni.
Jestem jakiś taki… śnięty? Sam nie wiem. Może to przez nadchodzące kartkówki,
chemia, geografia, historia, klasówka z matmy. Ale mamy z Gosią plan iść w
weekend do zoo i powinno mnie to jarać! A tu nie. No nic, odpocznę to będzie mi
lepiej.
03.10
Spędziłem bardzo fajny
weekend z Gosią karmiąc słonie i żyrafy (nie wiedziałem nawet, że tak można!) i
podładowałem akumulatory na ten tydzień. Spacerowaliśmy, obserwowaliśmy
zwierzęta i jedliśmy lody dopóki pogoda na to pozwalała. A w niedzielę
spokojnie zdołałem się wyspać, także czad. Kartkówka z chemii odhaczona i nawet
nie poszła mi źle, więc chwilowo mam spokój…
06.10
Jestem pusty. To tego
słowa mi brakowało ostatnio. Nie smutny, zmęczony, zły. Jestem pusty w środku i
wyprany z emocji. Przez to czuję się gorzej, że nie mam już tej radości, która
mnie niosła, ale nie czuję żadnych negatywnych uczuć per se. Tylko pustkę. Nie
wiem skąd. Nawet pisać mi się nie chce, robię to tylko z kronikarskiego
obowiązku.
A wszystko właściwie jest
w porządku. Klasówka z matmy poszła mi w miarę nieźle, Woźniak chory i to jest
spoko, bo z polskiego luz. Małgoś chora i to nie jest spoko, bo może kontakt z
nią jakoś by mi pomógł…
Ech… bez sensu to
wszystko.
09.10
Ja pierdolę! Takich rzeczy
się nie robi! Człowiek sobie na spokojnie próbuje układać związek, a tu nagle zza
winkla ktoś mu próbuje robić koło pióra. Ewka podpuszcza Piotrka, żeby
startował do Gośki, a ten pojeb rzeczywiście to robi! I nie to, że w nią nie
wierzę, ale Ewka dodatkowo szczuje i mąci, co to ja niby nie powiedziałem i nie
zrobiłem… Aż szkoda atramentu na to wszystko. Wkurw mnie chwycił i dobrze, że
Piotrka już nie było jak się dowiedziałem, bo bym mu tę jego szparę między
jedynkami znacznie poszerzył.
Nic straconego jednak, w
końcu widzimy się jutro.
10.10
Wściekłość na Piotrka i
Ewę zupełnie mi minęła. Jasne, dalej uważam, że zachowali się… chujowo, ale już
się nie gotuję. Co sen może zrobić z człowiekiem…
14.10
Zacznę od mniej
ekscytującej rzeczy, ale fajnej i tak. Łucja, z okazji swoich urodzin i tego,
że mnie lubi (oraz dlatego, że w komplecie były dwa różne) dała mi breloczek z
kucykiem. Naszym ulubionym. Zrezygnowała z niego specjalnie dla mnie. Także będę
z siebie robił idiotę mając go przy plecaku, ale jakoś bardziej lubię moją
siostrę niż ludzi z klasy. Gosi to nie przeszkadza, więc czym się przejmować.
I tu przechodzimy do clue…
Widziałem się z Małgoś w
sobotę, połaziliśmy po parku, ale krótko, bo zaczęło się chmurzyć. Poszliśmy do
mnie, zjedliśmy obiad, a potem mama odwiozła Łucję na jej przyjęcie, a tata
pojechał do klienta, któremu rozwalił się kran.
I zostaliśmy sami.
I skorzystaliśmy z tej
okazji.
So yes! Udało mi się…
udało nam się przespać ze sobą i było za-je-bi-ście! No, może nie obiektywnie,
bo nie trwało to długo i bez przesady. Ale mało kto jest świetny w czymkolwiek
od pierwszego kopa. Natomiast… cholera, ciężko opisać. Po prostu świetne było
to zaufanie, bliskość, nawet jakieś poczucie bezpieczeństwa. Nie jestem na tyle
naiwny, by sądzić, że to nas zwiąże na zawsze… ale tak się czuję. Taką mam
nadzieję.
17.10
Nie wiem, co mi się stało.
Czuję się taki zdechły. Nawet nie to, że zdechły – pusty. Widziałem się dziś z
Gosią i to było straszne. Bo ją trzymał hype z weekendu i ten rozdźwięk między
nami był koszmarny. Nie wiem, dlaczego tak szybko zeszły mi te emocje, przecież
czułem się świetnie. Coś w tym roku jest ze mną nie tak, ze mną i moim mózgiem.
Coś tu się odjaniepawla, tylko nie wiem co.
18.10
Nie jestem człowiekiem nieracjonalnym.
Nie wierzę we wróżki, zabobon się mnie nie trzyma. Ale zaczynam mieć poważne wątpliwości,
jak działa wszechświat. I bardzo, bardzo mnie to martwi.
Mam pewną teorię. Teraz czas ją
sprawdzić.
27.10
W sobotę były urodziny Witka,
świetnie się na nich bawiłem. Nadal jak o tym myślę, to mam banana na twarzy.
Super impreza.
29.10
Miałem rację. Po tym jak napisałem o
tej imprezie zszedł mi entuzjazm. Wszystko wyblakło. I wiem dlaczego - to przez
ten zeszyt. Nie mam co do tego wątpliwości. Nie wiem kto, dlaczego i po co
podrzucił ten zeszyt do szkoły. Było mu obojętne, kto go znajdzie czy specjalnie
mnie chciał złapać? To jakiś złowrogi plan, czy ktoś go prozaicznie zgubił? Nie
wiem. Ale wiem, że pożera moje emocje i nic już mi nie zostaje. Wszystko, co
zapiszę… staje się nieważne, nieistotne. A ja lubię swoje emocje, nawet te
skomplikowane i nieprzyjemne. Chcę je mieć, wtedy czuję się człowiekiem. Więc
koniec. Może nawet to spalę…
26.04
Jednak nie spaliłem tego zeszytu. Myślałem,
że już nigdy go nie otworzę, ale…
Miałem nadzieję, że mi przejdzie, że
poradzę sobie sam.
Cóż, nie radzę sobie.
Bez zbytniego przedłużania, chodzi o…
Borze liściasty, nawet napisać tego
nie jestem w stanie. Wstyd mi i głupio. Cóż, może to też przejdzie.
Zacznijmy z początku.
Mariusz przepisał się do nas w
grudniu z mat-fizu. Gdy pierwszy raz pojawił się w klasie wywołał szok i
niedowierzanie wszystkich, moje też, ale akurat zaczęły się trochę jazdy z Gosią,
więc aż tak bardzo mnie nie interesował. Heh… Tak naprawdę sprawa wybuchła na wigilii
klasowej. Mariusz został Mikołajem, ze względu na brodę. Nawet specjalnie ją
rozjaśnił. Wyciągał prezenty spod taniej imitacji choinki i brał wszystkich na
kolana, nawet facetów. I #takasytuacja. Siedzę mu na kolanach, on pyta czy byłem
grzecznym chłopcem. Mówię, że tak, a on wręcza mi torbę i mruga. Zdębiałem, że
nawet nie sprawdziłem, co dostałem, tylko wróciłem na miejsce. Dopiero niecierpliwe
okrzyki klasy przywróciły mnie do rzeczywistości. Sięgnąłem do wnętrza torby i
wyciągnąłem sporego pluszowego kucyka. Klasa wybuchnęła śmiechem, a ja spiekłem
buraka. Do dziś trochę mi głupio jak o tym myślę. Szczęśliwie klasowy fotograf
nie zdążył zrobić mi zdjęcia.
Śmieszki umilkły i do końca wigilii niewiele
się działo. Dopiero jak została nas garstka na sprzątaniu, podszedł do mnie
Mariusz i zaczął przepraszać. Że nie wiedział, że klasa tak zareaguje, że on
tak z sympatii, zauważył przywieszkę przy plecaku i pomyślał, że to dobry
pomysł. Tak, był moim mikołajem.
Zaczęliśmy gadać, najpierw o
młodszych siostrach, kreskówkach, dowiedziałem się, że chciał zostać
dziennikarzem, dlatego wybrał human, bo będzie zdawać polski. Potem temat
zszedł na tanie horrory klasy Z, o których mógł opowiadać godzinami. Gadało nam
się na tyle dobrze, że nie wróciłem od razu do domu, tylko poszlajaliśmy się po
parku.
I dopiero w moim pokoju uderzyły mnie
dwie rzeczy.
Mariusz był cholernie przystojny.
A ja nigdy nie zwracałem uwagi na
takie rzeczy.
Święta spędziłem na sprzątaniu,
gadaniu z nim i unikaniu rozmów z Gosią. Grałem z nim w CSa przez internet i
dawno tak w dupę nie dostawałem, tak bardzo rozproszony byłem.
Kładłem się spać, myślałem o nim, zastanawiałem
się, dlaczego o nim myślę, a potem próbowałem przestać. Próba zaprzestania
myślenia zawsze kończy się klęską. Jeżu kolczasty, czy ja jestem gejem?
myślałem. Może on tylko jest fajnym człowiekiem, przecież byłem z kilkoma
dziewczynami, Gosia mi się szczerze podobała przecież, borze szumiący, z nią
też jakieś odpały są, nie mam siły się z nią teraz użerać, plany na wakacje i
czy na pewno jestem zaangażowany, cholera byłem, ale teraz to sam nie wiem, Mariusz
jest fajny, dobrze mi w jego towarzystwie, ale kurwa to facet jest, nie chcę
być z facetem, naprawdę nie chcę, naprawdę? Przecież jak z nim gadam i
przebywam, to czuję się zajebiście…
To były najgorsze święta, jakie
miałem.
Sylwester był straszny, bo musiałem
się pilnować, żeby się nie upić i nie wypaplać niczego, zwłaszcza Gosi. Potem
zająłem się szkołą, trochę mniej o tym myślałem i było mi lepiej, potem
przyszły ferie zimowe i patrz paragraf wyżej.
To były najgorsze ferie, jakie
miałem.
W tym jakże radosnym stanie spędziłem
dwa miesiące. Ciężko to wszystko opisać, nie pamiętam poszczególnych wydarzeń,
dni. Pamiętam tylko ten kociokwik emocjonalny. Ale staram się to wszystko opisać, żeby nic mi nie zostało, nie zalegało na wątrobie.
Muszę odgruzować całość mojego mózgu
Początek kwietnia dał mi
trochę wytchnienia. Poprztykaliśmy się trochę o jakiś jego głupi tekst, trochę
się też obraził, bo w Unrealu to on dostawał po tyłku i jakoś całościowo mi
ulżyło. Nie przeszło mi oczywiście, ale zdołałem sobie wmówić, że to tylko
przyjaźń, że panika i stres dają mi fałszywe odczyty i obiektywnie po prostu
sądzę, że jest przystojnym facetem. Dostałem dwa tygodnie wolnego.
A potem zaprosił mnie na osiemnastkę.
To była mała domówka,
całość piętnaście osób, a po północy część się zmyła. Wszystko świetnie,
zajebiście, alkohol, jedzenie, tort, muzyka… tańczyłem z Gosią, która choć nic
nie wiedziała, dzielnie dawała mi czas i przestrzeń przez te cztery miesiące.
Choć ja byłem chujowym
chłopakiem, ona była zajebistą dziewczyną.
Wracając do tematu, choć
całość sytuacji była chora i mnie truła, to nawet bawiłem się nieźle.
A potem wszechświat trochę
wybuchł.
Nie wiem, kto wpadł na ten
pomysł, na pewno nie był to Mariusz, ale ktoś rzucił pomysł, żebyśmy zagrali w
butelkę.
Zastanawiam się, za ile
życiowych fuckupów odpowiada gra w butelkę i co za chory pojeb ją wymyślił.
W każdym razie byliśmy
mocno wstawieni (ja mniej), ludzie podchwycili i chcąc nie chcąc zostałem w to
wciągnięty.
A potem można się domyślić jak się wszechświat
potoczył
Nie całowałem się z nim długo i
namiętnie, bo on nie chciał, a ja bym się prędzej dokonał rytualnego
samozapłonu ze wstydu niż się przyznał, że tego chcę. To była chwila. A I tak
wystarczyła, żebym poczuł jak mi staje.
Już nie mogłem sobie wmawiać, że nic
z mojej strony nie ma, że ani trochę mnie nie pociąga. Yay, kurwa. Szczęśliwie,
nikt nic nie zauważył.
Oprócz Gosi, oczywiście. Jakby to nie
było wystarczająco skomplikowane.
Gdy zaciągnęła mnie do sąsiedniego
pokoju, żeby pogadać (była na tyle trzeźwa i zajebista, by nie robić mi sceny
przy ludziach), zachowałem tyle trzeźwości umysłu, żeby powiedzieć jej, że
przepraszam, wszystko powiem i wyjaśnię, tylko nie teraz, bo jestem zbyt
pijany.
To było wczoraj.
Dziś siedzę piątą godzinę, wypluwając
z siebie tę opowieść.
Jestem pod ścianą. Chciałem poradzić
sobie sam, ale nie radzę sobie teraz z niczym. Robię głupie błędy na
klasówkach, źle śpię, nie sprawia mi przyjemności oglądanie kucyków z siostrą. Mój
związek kulał, ale teraz stoi na skraju przepaści i właśnie ma uczynić wielki
krok naprzód. Nie jestem w stanie wyłączyć myślenia o nim, odciąć się. A teraz
nie mam wątpliwości, że mi się kurwa podoba, że bym go chciał, problem polega
na tym, że to facet. Związek z facetem... ojciec mnie zabije, matka się
zabije. Fizycznie nie mogę tego zrobić. Ale jakby była szansa...
A przecież jest jeszcze kwestia Gosi.
Mojej dziewczyny, która czeka na wyjaśnienia, których nie wiem, czy będę w
stanie udzielić. Która przez cały ten czas wspierała mnie, która nie zrobiła
niczego złego. Chcę porozmawiać o tym na spokojnie, dlatego rozgrzebuję to
wszystko. Bo nie chcę tego czuć, bo chcę z nią być, bo mi na niej… wait. Nie mogę
tego tu napisać.
Dlatego piszę całą resztę.
poniedziałek, 7 maja 2018
Subskrybuj:
Posty (Atom)