poniedziałek, 30 września 2019

MOTYW XLV - ZAPOWIEDŹ

Niektórzy lubią szypko, niektórzy wolmo, niektórzy nawet w ogóle nie. Tych co jednak tak, zapraszamy do pisania.

Opowiadanie w dowolnym formacie i objętości 
Na maila opowiadaniezmotywem@gmail.com
Do 23:59, 13.10 (niedziela)
Z motywem: RYTUAŁ 

poniedziałek, 16 września 2019

MOTYW XLIV - NATRĘTNY MOTYW MUZYCZNY

Czasem do człowieka się przyczepi taki jeden bądź dwa...

Autor: KAWKA
Tytuł: ŚMIERTELNIE DOBRA PIOSENKA

Chciałbym się jeszcze powłóczyć z Tobą
Póki żyjemy i mam Cię obok

Przypadłość śmiertelników.
Nie mogę uwierzyć, że mnie też to spotkało.
Towarzyszę ludzkości od zarania dziejów i zawsze starałem się nadążać za aktualnymi trendami. Ostatnio było mi trochę trudniej ze względu na zatrważające tępo z jakim zachodziły zmiany. Nie mówiąc już o tym, że przez rosnący pod niebiosa współczynnik naturalny, mam coraz więcej roboty. W każdym razie dopiero niedawno zainwestowałem w komputer, żeby

Zjechać z Tobą w dół po poręczy

zacząć nadrabiać zaległości, jakich sobie narobiłem, nie śledząc od początku rozwoju internetu. Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że tak bardzo mnie to pochłonie. Założyłem sobie nawet dla jaj konto na facebooku i nie minęło pół dnia, kiedy zacząłem dostawać pierwsze zaproszenia do znajomych. Świetnie się bawiłem udzielając się na niektórych grupach. W angażowaniu się w działalność antyszczepionkowców dostrzegłem szansę na rozwiązanie w przyszłości mojego problemu z nadmiarem pracy. W każdym razie dopóki

żyjemy i mam Cię obok

nie odkryłem YouTube wszystko było w porządku. Nigdy nie interesowałem się specjalnie muzyką i teraz też oglądałem głównie vlogi i szeroko pojęte „śmieszne filmiki”. Początkowo przeraziłem się stanem umysłu ludzi, którzy zasubskrybowali Salad Fingers. Kilkaset kanałów później doszedłem do wniosku, że istoty ludzkie są o wiele bardziej interesujące, niż mi się wydawało. Nie mówiąc już o tym, że w końcu zrozumiałem o czym rozmawiają współczesne nastolatki. Zwykle na pasku obok, w proponowanych, wyskakiwały mi podobne nagrania, tych samych autorów, albo związanych z tymi samymi tematami. Jednakże był od tej reguły jeden wyjątek.
Oranżada.
Piosenka z dwunastoma milionami wyświetleń. Z płyty z plastrem pomarańczy na okładce. Właściwie nic specjalnego. Przez dłuższy czas zwyczajnie ją ignorowałem. Nie miałem najmniejszej ochoty

Błąkać się w obrazach świętych

jej słuchać. Intrygowało mnie jednak, jak działa diabelski algorytm, który bez przerwy mi ją podsuwał. Pewnego dnia stało się. Nie zdążyłem zareagować na czas, a miałem włączone autoodtwarzanie i YouTube w końcu dopiął swego. Chciałbym

się jeszcze powłóczyć z Tobą

żeby nigdy do tego nie doszło, ale w końcu jej posłuchałem. To uruchomiło następny algorytm, (czy to to słynne złośliwe oprogramowanie?) który wciskał mi Oranżadę co drugi cholerny filmik. Nie mogłem ani na chwilę tracić czujności, żeby później nie

Skoczyć w kałużę

musieć słuchać jej coraz bardziej nienawidzonej przeze mnie melodii. To chyba musiało się tak skończyć. Ostatecznie Oranżada wkręciła mi się w mózg i nie pomogło mi nawet wywalenie przez okna komputera.

Siedzę i cały się trzęsę z irytacji. Odkąd zaczęły powstawać pierwsze prymitywne utwory muzyczne, śmiertelnicy co jakiś czas nucili je pod nosem. Wtedy wydawało mi się to dosyć zabawne i nieszkodliwe. Ot kolejna usterka ludzkiego mózgu, która wyszła na jaw wiele milionów lat po oddaniu ich do użytku. Cóż, Bóg konstruując ludzki umysł, prawdopodobnie nie przewidział konieczności zainstalowania w nim jakiejś ochrony przed natrętną, powracającą melodią. Ba, ciekawe, czy przyszło mu do głowy, że powstanie w ogóle coś takiego, jak muzyka. Poza tym, fakt, że ten problem zaczął dotyczyć również mnie, istotę żyjącą poza czasem, uświadomił mi, że

Chyba już dzisiaj nigdzie nie zdążę

to zjawisko jest czym o wiele bardziej... Odwiecznym, niż początkowo sądziłem.
Dzisiaj Oranżada osiągnęła apogeum. Nie byłem nawet w pracy, pierwszy raz od Małej Epoki Lodowcowej, kiedy złapałem przeziębienie. Trudno, wyślę jutro Samaela, żeby zrobił porządek z tymi, którzy dzisiaj umrą. W sumie cały czas się na mnie boczy o to, że nie puściłem go dwa tygodnie temu na paradę równości. On jako anioł, nie ma jednoznacznie określonej płci i zaczął się ostatnio utożsamiać z środowiskiem LGBT. Osobiście nic do tego nie mam. Gdy przychodzi co do czego, traktuję wszystkich jednakowo. Wtedy jednak był mi potrzebny. Wysłałem go do weterynarza z moim kotem, sam tymczasem miałem coś do załatwienia z Zarazą. W każdym razie Oranżada osiągnęła apogeum, a ja

Siedzę na ławce, patrzę na słońce

zaczynam powoli odchodzić od zmysłów. Dlatego chyba nikt nie może mnie winić, z powodu tego, co właśnie robię. Postanowiłem zemścić się na twórcy Oranżady i

Zimnym zachłysnąć się majem

przyjść po niego przedwcześnie. I przyszedłem, jestem właśnie w jego mieszkaniu i czekam, aż wróci rozmyślając, w jaki sposób najprościej będzie mi

Poznać wszystkie diabły, anioły

się go pozbyć. Po rozpatrzeniu zawału serca, pękającego tętniaka, przełomu tarczycowego i nagłego ataku wąglika, wziąłem się za snucie nieco bardziej wyrafinowanych wizji. Czekałem bardzo długo i zaczynałem się coraz bardziej niecierpliwić. Rozważałem akurat detonację bomby wodorowej w jego salonie, kiedy nagle...
Nadszedł Koniec Świata.

Elfy, strzygi i upiory

- Śmierć? Co ty do cholery robisz w moim domu?
Jestem na tyle zdumiony, że zapominam nawet się zawstydzić.
- Rany, to naprawdę ty? Myślałem, że to tylko taka głupia nazwa zespołu, no wiesz, coś jak Zabili Mi Żółwia..
Koniec Świata się zafrasował.
- Noo, nie miałem żadnego dobrego pomysłu, więc postanowiłem występować po prostu pod swoim imieniem, jak Phil Collins i Madonna.
Unoszę brew z zaskoczeniem.
- Madonna?
Koniec Świata rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- To ona zainspirowała mnie do rozpoczęcia kariery. Znudziło się jej już ukazywanie się na polanach i w kościołach, zapragnęła czegoś więcej.  Ale niestety daleko mi do poziomu, jaki osiągnęła.
- W sumie ciężko się dziwić. Z taką nazwą- parskam śmiechem.
- Co masz na myśli?- pyta nieco urażony.
- Byłem kiedyś na twoim koncercie, grałeś akurat na woodstocku, wtedy cię nie rozpoznałem. Ludzie pytali swoich znajomych: dokąd idziecie? A oni odpowiadali: na koniec świata!
- Ech, wiem, co masz na myśli- Koniec Świata się skrzywił.- Najgorzej było, jak graliśmy jako support. Wiesz, to całe: kiedy gra Pidżama Porno? Oj, nieprędko. Dopiero po końcu świata.
- Rozumiem- odpowiadam ze współczuciem.
- A jak bawiłeś się na koncercie?
- Co? Nie, nie miałem czasu na słuchanie- wyjaśniam.- Byłem tam wtedy w sprawach służbowych, jakiś punk przesadził z amfetaminą.
Coś jeszcze nie daje mi spokoju.
- Zaraz, wspominałeś o Madonnie. Czy w takim razie Judas Priest..?
- Nie- ubiegł moje pytanie. - Judas Priest to zwyczajna grupa śmiertelników.
Oddycham z ulgą. Przynajmniej tyle.
- W ogóle- zaczął Koniec Świata.- dawnośmy się nie widzieli, a w sumie już niedługo będziemy musieli współpracować, żeby zakończyć tę farsę. Co słychać u twoich braci?
Tym razem ja poczułem się trochę skrępowany.
- Nie mam ostatnio żadnych wieści od Wojny i Głodu- przyznałem. - Natomiast Zaraza.. On żyje ostatnio we własnym świecie. Podobnie jak ty, z tego, co widzę. Też bardzo zżył się z ludźmi. Został pisarzem.
Koniec Świata nie wyglądał na zbytnio zaskoczonego. Ku mojej uldze nie ciągnął dalej tego tematu. Zamiast tego spytał:
- To powiesz mi w końcu, co cię do mnie sprowadza?
Z pewnymi oporami wyjaśniłem mu zaistniałą sytuację. Gdy skończyłem wyglądał na dumnego, że jego piosenka spowodowała tyle spustoszenia.
- A próbowałeś

Spędzić dwie noce u wiedźm przeklętych?

posłuchać jej jeszcze raz? To czasami pomaga.
- Nie- stanowczo zaprzeczam.- Z każdym przesłuchaniem jest ze mną coraz gorzej.
Zamyślił się.
- Musi istnieć jakiś powód, dla którego Oranżada zaczęła cię prześladować. Może jest w twoim życiu ktoś, z kim chciałbyś robić wszystkie te rzeczy, o których śpiewam, tylko nie chcesz dopuścić do siebie tej myśli?
W pierwszej chwili chcę zaprzeczyć, jednak po dłuższym zastanowieniu uświadamiam sobie, że w moim życiu jest ktoś, kto po milionach lat ścisłej współpracy stał się kimś w rodzaju mojego przyjaciela, a którego istnienia nigdy nie doceniałem.
Cóż- wzdycham.- Jeżeli ma mnie to uwolnić od tej piekielnej piosenki...

- Samael- mówię parę godzin później, siedząc na ławce obok wciąż naburmuszonego anioła i patrząc na słońce. Zaciskam mocniej rękę, w której trzymam butelkę z oranżadą.
- Przepraszam.


Autor: KRASNOLUD

Padało. Wszyscy mieli już dosyć poszukiwań, które ciągnęły się od kilku godzin, ale Karolina nie pozwalała nikomu odpuścić. Ira zawsze była upartym psem, więc gdy nagle uciekła, nikt nie był specjalnie zdziwiony. Mówili, że wróci, gdy zgłodnieje, w końcu miasteczko nie było duże, ruch samochodowy też nie, zwłaszcza w październiku, gdy nie przyjeżdżali już turyści. Nic jej się nie stanie, mówili, gdy zechce, to na pewno się znajdzie. Karolina jednak czuła, że coś się nie zgadza i nie chciała odpuścić. Nie dała się przekonać, przeciwnie, zmobilizowała całą rodzinę do poszukiwań i wyruszyła na deszcz.
Miasto, miało mnóstwo wąskich uliczek i przesmyków między nimi. Taki urok historycznych miejsc, gdy każdy budował jak chciał, bez żadnego planu zagospodarowania przestrzennego. Nawet duży pies mógł przepaść bez śladu między budynkami, a co dopiero kundel z ADHD. Karolina szła sama, zapuszczając się we wszystkie zaułki, podczas gdy tata z resztą przeczesywali jak największy teren, przesuwając się głównymi ulicami.
Usłyszała pstryknięcie i stanęła pod daszkiem, by bezpiecznie obrócić kasetę w walkmanie. Oczywiście, noszenie go było ekstrawagancją oraz hipsterstwem, ale nie mogła się powstrzymać. Na kasecie było kilkanaście utworów, które jej mama zgrała kiedyś z radia. Karolina nie słyszała ich nigdzie indziej, co w dobie Internetu było wręcz nie do uwierzenia.
Także dlatego, że była to jedna z niewielu pamiątek po mamie, dziewczyna bardzo dbała o kasetę i walkmana. Mimo to miała go teraz przy sobie, bo potrzebowała każdego wsparcia, jakie mogła uzyskać.
Zadzwonił tata, że dotarli do granic miasteczka i nie będą szukać psa po okolicznych wykrotach. Owszem, rozwieszą rano plakaty, pójdą w las, ale to jutro. Dziś wszystkim należy się herbata z wkładką. Odparła, że za chwilę do nich dołączy, po czym zapuściła się w kolejne uliczki. Kłótnia z ojcem przez telefon nie miała sensu, a była już dorosła i mogła decydować o tym, co robi na swoim urlopie. Mogła szukać ukochanego psa.
W tej chwili jednak weszła w zaułek, a światło jej latarki wydobyło z mroku dziwny kształt. Mokry, futrzasty i nieruchomy. Podbiegła do niego, mimo strachu, który nagle ją ogarnął. Padła na kolana, a walkman wyleciał jej zza paska uderzając o ziemię. Przed nią leżała jej ukochana suczka, pogryziona przez jakieś zwierzę. Na początku myślała, że nie żyje, ale wtedy pies zaczął cicho skamleć. Wzięła ją delikatnie na ręce i zaniosła do domu.
***
Kolejne dwa dni wizyty u ojca Karolina spędziła w domu, opiekując się swoim psem i siedząc nieruchomo w pokoju. Walkman nie działał, ale kaseta szczęśliwie przeżyła i dziewczyna katowała ją przez ten czas, używając starej wieży, którą dostała na komunię.
Czasem do człowieka przylepia się jakiś utwór, nie wiadomo, czemu. Czasem chodzi o schrypnięty głos wokalisty, czasem o melodię, a czasem o słowa, które rezonują ze słuchaczem. Karolina nie wiedziała, o co chodziło, ale utwory nie chciały się od niej odlepić przez cały czas, gdy siedziała w swoim dawnym pokoju i próbowała nie myśleć.
***
Po dwóch dniach słońce wyszło zza chmur, a Karolina z pokoju. Nie chciała z nikim gadać, ale potrzebowała się przewietrzyć, dlatego zdecydowała się pójść do lasu, mimo że było zimno i mokro. Nie chciała patrzeć na brukowane uliczki, ceglane domki, które mogłyby jej przypomnieć o tamtym wieczorze.
Karolina nigdy nie bała się lasu. Podobno spotykano tam czasem dzikie zwierzęta, co powinno jej dać do myślenia, zwłaszcza teraz, ale nigdy ich nie widziała, mimo że zapuszczała się w jego najdalsze zakątki. Po prostu nie umiała się go bać. Uwielbiała las, bo kojarzył jej się z mamą. Zawsze zabierała ją tam na długie spacery, a żywiczny zapach długo zostawał na jej włosach.
Żaden park nie mógł się równać z tym lasem, żaden zapach – z tym matczynym.
Szła bez celu, nucąc piosenki z kasety. Mijała właśnie rozwidlenie koło powalonego drzewa, gdy zobaczyła wilka.
Stał między drzewami, przypatrując się jej uważnie. Śledził ją wzrokiem, ale nie bezmyślnie. Wydawał się wiedzieć, kim jest. Karolina zmartwiała, nie wiedząc co robić. Trwali tak, dopóki dziewczyna nie zaczęła się wycofywać. Szła tyłem, mając nadzieję, że nie potknie się o żaden korzeń. Nie śmiała oderwać wzroku od drapieżnika, dopóki droga nie skręciła i nie stracili się z oczu. Stała jeszcze chwilę, czekając, co się wydarzy i czy zwierzę za nią podąży. Dopiero, gdy upewniła się, że jest bezpieczna, odwróciła się i zaczęła biec.
***
Ostatniego wieczoru chciała zostać w domu. Miasto nie miało jej nic do zaoferowania, poza tym tonęło w strugach deszczu. Było już późno, jej ojciec spał, ona też powinna kończyć pakowanie i się kłaść, jeśli chcieli zdążyć na jutrzejszy pociąg. Nie chciała wcale wychodzić na chłód i mrok, rozświetlany tylko pomarańczowymi żarówkami latarń.
Ale Ira podniosła głowę, zaszczekała kilkukrotnie na coś za oknem i zbiegła po schodach. Karolina wahała się, ale nigdy jeszcze nie widziała swojego psa zdenerwowanego w ten sposób, a dużo już widziała. Założyła jej smycz i wyszły razem.
Suczka wiodła ją przez całe miasto, węsząc przy ziemi, mimo strug wody zalewających drogi. W końcu dotarły do zaułka, które obie dobrze znały.
To tu dziewczyna znalazła Irę.
A teraz w kręgu światła zobaczyła wilka.
Nie zachowywał się wilczo, siedział w plamie światła i patrzył intensywnie na Karolinę. Ignorował zupełnie psa, który jeżył się i pokazywał zęby. Dziewczyna odruchowo ścisnęła mocniej smycz. Wilk popatrzył na nią jeszcze chwilę, po czym odwrócił się i powoli zaczął odchodzić, jednak cały czas oglądał się na nią, jakby chciał, by za nim podążyła. Co więc mogła zrobić? Poszła.
Wyszli z miasta na drogę do lasu. Błoto lepiło się do jej butów i łap zwierząt, ale nie zwolnili, nawet Ira. W końcu weszli między drzewa i nie minęło wiele czasu, aż dotarli na polankę, która jarzyła się niesamowitym, niebieskim światłem. Po chwili dziewczyna zrozumiała, że jego źródłem jest niewyraźna, przejrzysta postać po drugiej stronie, która z każdą sekundą nabierała ona realności i wyrazistości. Karolina patrzyła na nią i nie wierzyła własnym oczom.
– Mamo?
Postać poruszyła się. Wyglądała jakby nie była przyzwyczajona do przebywania w ludzkiej formie. Otworzyła usta i próbowała coś powiedzieć, jednak głos wydobył się z niej dopiero po kilku próbach.
– Córeczko?
Karolina zbliżyła się niepewnie. Czy to mogła być prawda?
– Co…co się z tobą działo?
– Ja… nie pamiętam wszystkiego. Część wspomnień jest jakby za mgłą.
– Ale skąd się tu w ogóle wzięłaś? Skąd ta polana, wilk? Jakim cudem…? – Pytań było zbyt wiele, nie wiedziała, od czego zacząć.
Jej matka westchnęła.
– Stąd pochodzę. Tym jestem. Duchem tego lasu.
– Kim?!
– Duchem lasu. Strażnikiem, który go pilnuje. Kiedyś było nas więcej, ale zawsze istnieliśmy i będziemy istnieć, dopóki zostanie chociaż jedno drzewo. Twój tata… cóż, to zwyczajna historia miłosna, jakich wiele. Ale duch lasu nie może żyć poza swoim gajem, nie na dłuższą metę. Mimo że był tak blisko, nie mogłam dłużej wytrzymać, w końcu się o mnie upomniał. Połączenie się z nim było cudowne, jak powrót do domu, gdy nawet uświadamiałaś sobie, jak ci go brakuje.
Postać rozmarzyła się. Karolina patrzyła na nią z niedowierzaniem.
– Nie mogłaś się chociaż odezwać? – wybuchnęła dziewczyna – Przepadłaś nagle, bez żadnego słowa, wszyscy myśleli, że zginęłaś. Gdy tata stracił nadzieję i przestał cię szukać, przez tydzień nie wychodził z pokoju. Miałam dziesięć lat! Jak miałam sobie z tym poradzić?!
Postać patrzyła na nią z niedowierzaniem. Choć była w pełni materialna i nieprzejrzysta, w dalszym ciągu oświetlała polanę.
– To… to nie mogło być tak dawno temu, wciąż jesteś taka młoda, wciąż wyglądasz jak moja mała dziewczynka.
Karolina wybuchnęła śmiechem, żeby nie wybuchnąć płaczem.
– Mam 25 lat. Od sześciu mieszkam sama, w innym mieście. Nie jestem dzieckiem, już od dawna nie. Nie było cię przy mnie, gdy tego potrzebowałam.
– Nie mogłam być! Nie sposób było drugi raz odejść. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu. Ale teraz? Mamy szansę go nadrobić! Zostań ze mną. Możesz żyć tutaj, jako duch lasu. Zaopiekuję się tobą, tak jak powinnam. W końcu będziemy mogły być razem.
Karolina spojrzała na nią, jakby dopiero teraz ją dostrzegła. Tęskniła za mamą. Ile godzin przepłakała w pokoju, marząc, że nagle się pojawi? Ile razy słuchała kasety, tylko dlatego, że była prezentem od niej? W końcu mogłaby powiedzieć jej o tych wszystkich rzeczach, które się wydarzyły, o całym jej życiu.
Jej życie. Kawalerka w Krakowie, skończone studiach, niezbyt ciekawa praca, ale być może dzięki niej dorobi się własnej firmy. Przyjaciele, którzy tam zostali. Bartek z biurka obok, który tak jej się podobał. Tata, który nadal mieszkał w tym samym miejscu, oddalonym tylko o kilka kilometrów stąd, nieświadomy tego wszystkiego. Ira, która warowała obok niej, kładąc uszy po sobie, ale wiernie jej towarzysząc.
Spojrzała na świetlistą postać przed sobą.
– Nie, mamo. Dziękuję, ale nie.
Odwróciła się i zaczęła biec. Bała się, że gdyby matka ją zawołała, nie umiałaby się nie zatrzymać.
Dopiero na skraju lasu zwolniła i złapała oddech. Obok niej biegła zmęczona Ira. Przestało padać, a niebo pojaśniało. Zbliżał się świt. Karolina zerknęła na zegarek. Podczas tego krótkiego spotkania minęło ponad pięć godzin.
Wzięła zmęczoną suczkę na ręce i szybkim krokiem wróciła do domu.  Po cichu weszła do swojego pokoju i zaczęła się pospiesznie pakować. Wiedziała, że nie ma wiele czasu, tata za chwilę się obudzi i będzie chciał wiedzieć, czemu jeszcze nie jest gotowa. Nie mogłaby mu powiedzieć prawdy, ale skłamać też nie byłaby w stanie. Miała pustkę w głowie. Kołatał się tam tylko cytat z Pratchetta „Ty żyłaś dłużej, ale ja jestem starsza od ciebie”.
Zarzuciła torbę na ramię i wyszła z pokoju.
Na biurku został popsuty walkman i kaseta.