poniedziałek, 9 listopada 2015

MOTYW XVII - SREBRNE KAFELKI

Tym razem poszło nam ciut lepiej i aż trzy opowiadania nadeszły, także jest co przeczytać.

Autor: MŁOTEK


1998 Rok.
Zatłoczone ulice Łodzi. Raczej zakorkowane. Przy jednej z nich stoi kamienica zbudowana w 1903 roku. W mieszkaniu numer osiemnaście, znajdującym się na czwartym piętrze, kanapę zajmuje wygodnie rozłożony trup. Ręce ma założone za głowę, nogi wyprostowane, z jego twarzy nie schodzi uśmiech. Wygląda na zadowolonego z życia, ale nic nam o tym nie powie. Jest martwy i mało ruchliwy. Przynajmniej detektyw mający stwierdzić zgon, choć kuleje po ostatniej sprawie, może jeszcze chodzić. Za chwilę będzie na górze. Nie palił papierosów, ale na tłustym jedzeniu też nie oszczędzał. Brak windy i brak kondycji spowodowały przymusową przerwę na niższym piętrze. Tam właśnie młoda dziewczyna wychodziła z mieszkania żegnając się wylewnie ze swoim kochankiem. Zanim drzwi się zamknęły, detektywa oślepił srebrzysty blask odbitych promieni słońca. Ruszył dalej ku górze. Lecz spokojnie, jeszcze wróci piętro niżej by aresztować mordercze małżeństwo.
*****
Rok 2000
- Marysia! Chodź, zobacz naszą kuchnię! –zawołał pełen radości Piotrek.
- Już idę kochany, tylko daj mi moment.  – odkrzyknęła do niego z łazienki.
Może i mieszkanie nie było największe, ani najnowsze, ale było ich.  Wiedział, że rzadko zdarza się znaleźć coś w takich warunkach i to na dodatek za tak niską cenę. Musieli przemalować ściany. I nie tylko. Zakręciła wodę pod prysznicem i po chwili wyszła w ręczniku, który nie zasłaniał jej pełnych pośladków.
- Może i mieszkanie nie jest największe, ani najnowsze, ale jest nasze - powiedziała Marysia z iskierkami w oczach – Rzadko zdarza się znaleźć trzypokojówkę w takich warunkach w dodatku za tak niską cenę. Nie uważasz? – zalotnie przeciągnęła się, a ręcznik  przez moment ukazał kilka centymetrów więcej jej zgrabnego ciała.
- Musimy przemalować ściany. I nie tylko. – Piotrek przyciągnął ją do siebie i pocałował – Kupić nowe meble i umywalkę. Dywany wymienić. – złapał ją mocno za pupę, aż lekko pisnęła.
- Au! No i wymienić płytki w łazience łobuzie. – podgryzła mu lekko lewe ucho.
- Tak, ale kafelki w kuchni zostają.
- Kafelki w kuchni zostają. Są piękne. – zgodziła się z nim- Piotrek, kocham Cię. Weź mnie, tu i teraz.
Jak powiedziała, tak też zrobił.
*****
Rok 2012
Słońce świeci pomarańczowozłocistym światłem. Liście spadają z gałęzi, zmierzają ku ziemi, ale nie mogą opaść. Trójka dzieci przebiega obok porywając je ponownie w górę. Tańczą w powietrzu kolorowe włosy drzew. Marysia gotuje obiad. Piotrek nakrywa do stołu. Gdy wszystko jest już gotowe kobieta woła:
- Antuś, Emil! Chodźcie na obiad.
Liście opadają na ziemię.
*****
Rok 2017
Prawdziwe imprezy mają miejsce w kuchni. Szczególnie te u braci bliźniaków z pod szesnastki. Emil załatwił od znajomych kulę dyskotekową i kolorowe żarówki. Ich srebrne kuchenne kafelki dawały niesamowicie zawiłe refleksy świateł. Antek zakręcił na wszelki wypadek gaz w mieszkaniu. Nie chciałby, żeby ktoś przez przypadek ich wszystkich zaczadził. Następnie wynieśli cały sprzęt z kuchni do pokoju rodziców. Lodówkę, półki, piekarnik, szuflady. Tylko zlewu nie udało im się zdemontować. U siebie w pokoju naszykowali biurka na szwedzki stół. Rodzice wyjechali  na Sylwestra w tatry, a mieszkanie, jak i kilka butelek szampana oraz wódki zostawili im, swoim synom. Taki dodatkowy prezent gwiazdkowy. O dwudziestej zaczęli schodzić się znajomi. Klaudia w skąpym, czerwonym przebraniu śnieżynki,  Alicja- królowa lodu, Natalia – diablica, Marek z Olą i ich jeszcze nienarodzonym dzieckiem jako trzej królowie oraz Darek i Kuba – umięśnione bałwany. Za dwa tygodnie mieli dalej rozprawiać kto z ich klasy z kim się wtedy przespał, czy Natka pocałowała Darka w grze w butelkę, po ilu kieliszkach odleciał Emil, a po ilu piwach Klaudia. I czy rzeczywiście Ola jest w ciąży, czy po prostu przytyła. Teraz mieli się wybornie bawić i tworzyć wspomnienia.
*****
Rok 2019
Wyburzają kamienice. Rodzina bez nazwiska od srebrnych kafelków wyprowadziła się do domku jednorodzinnego w okolicach Nowosolnej. Marysia i Piotrek, Antek ze swoją narzeczoną Mają. Emil studiuje matematykę w Warszawie, miał już dość mieszczenia się z innymi pod jednym dachem.  Dynamitu użyją do wyburzeń.
 Antkowi udało się podłapać  tu półlegalną pracę. Ładuje przy pomocy koparki gruz do ciężarówki. Jakiś inny chłopak nauczył go szybko obsługi pojazdu. Wszystkie  betonowe kawały, płytki i kafelki zawożone są do firmy budowlanej w Kutnie. Srebrne kafelki zostaną z resztą kamiennych odpadków przetarte na pył i użyte do stworzenia nowych cegieł lub pustaków.  Antek w przyszłości sam zbuduje swój dom. Jedna z jego cegieł będzie miała w sobie domieszkę srebrzystego pyłu, choć on sam się o tym nie dowie. Grunt, że w nowo powstałym mieszkaniu  będzie się czuł z Mają jak w swojej starej kamienicy. Emil w poszukiwaniu lepszych zarobków wyjedzie do Anglii, a tam zamieszka na stałe ze swoją nową miłością życia, Emanuelem. Piotrek z Marysią nie dowiedzą się, że ich syn jest gejem. On umrze mając osiemdziesiąt cztery lata, ona w wypadku samochodowym w swe pięćdziesiąte pierwsze urodziny. Wyglądają na zadowolonych z życia.


Autor: MITOZA
Tytuł: Wierszopisarz


„Srebrne kafelki, moment udręki
Krwią ubroczone, szmaty przebarwione”
-Pizda nad głową i chujów sto! – Wydarł się zirytowany Alfred.
- Co się dzieje ty stary bęcwale?- spytała go jego żona, Gabriela- Znowu ci rymowanka nie wychodzi? Byś wreszcie firanki powiesił, krzesło naprawił, a nie siedemdziesięciolatek-grafoman bez posłuchu.
-Zamknij mordę…. i  wracaj do garów!
- Bo co mi robisz? Gówno zrobisz dziadu. Z tym wielkim balonem co ci fiutka przesłania. Byś żreć zaczął mniej. Dzisiaj ci takiego małego schaba ubiję, to docenisz każdy kawałek mięsa. Myślisz, że nie mam na co pieniędzy wydawać? Leki kupić muszę, bo mi się hemoroidy robią znowu. - Nie czuł się na silach by kontynuować tę bezsensowną dyskusję – Prąd zapłacić, synkowi na święta sweterek kupić, bo ta jego żona, lafirynda, nic a nic o niego nie dba. – Naprawdę miał jej dość – A ty znowu atrament byś chciał sobie kupić. I to ten za czterdzieści złotych! Czterdzieści! Łup! ŁUP! Łup! – Gabriela zaczęła rozbijać mięso- Byś se nasrał do tego tam Łup! Kałamarza! Dolał trocŁup! soku i wszŁup! Wymieszał. To przynajmniej twoje wiersze miałyby Łup!aki zapach jakiej są jakości. Łup!wniane.
Nie wytrzymał. Wstał i doczłapał się powoli do kuchni. Przytulił się do swojej posiwiałej żony, aż ta zaniemówiła. Wtedy wziął w swą tłustą dłoń tłuczek do mięsa i uderzył ją.
- Łup!unku!
 -Boże  przesŁup!
-AaaaaaaaŁup!
Łup!

„Srebrne kafelki, moment udręki.
Krwią ubroczone szmaty przebarwione.
Tak jak ty szmato, nic ci na to,
Że obiad gotujesz  i o wszystkim kurwujesz.
Spokój święty, cisza wreszcie
Na podeście. Gdzieś leży wymięty
Łeb twój pierdolnięty” 


Autor: KRASNOLUD


Blisko, Obok Jaskrawych Elewacji Stoją Inne Elementy, Ciemniejsze, Irracjonalne. Elementy Mroczne, Niemożliwe. Opaczne Ściany, Ciche Inwektywy,
Owalne Nisze, Atroficzne Iglaki Często Hodowane Samotni Przez Rządzących. Oto Wrota Abstrakcji, Dziwnych, Zniszczonych Anomalii.
Niszczą Inteligencję, Emocje, Zwykłe Odczucia, Stale Towarzyszące Absolutnie Wszystkim Istotom. A Jeśli Muszą Niszczeć I Egzystować Tylko Uparcie?

Oto Norma I Nienormalność. Ich Efemeryczne Momenty Asocjacji Jątrzą Analityczny Umysł. Czerpią Zawistną Uciechę, Ćmiąc
Zakrzepłą Nienawiścią. I Spadkiem Zostawiają Czarne Zadry Atrofii Na Anatomii Słów. Jedynie Entropia Śmierci Leży Im Na Ich Ciałach. Nie Istnieje Ewentualność Zatrzymania Rzeczywistego, Oczywistego Biegu Informacji. Strach Zabija.
Ruch Anionów Tamują Ujemne Jony.

Prawdę O Słowach Łatwo Ukryć, Choć Analiza Jest Monstrualnie Niełatwa I Efekty
Ogromnie Nieoczywiste. Istnieją Sposoby, Ale… Bezmyślnie Leżę, Ignorując Srebrne Kafelki Obok
Brudnych Łachmanów. Ale Groza Absolutna Maszeruje Po Oponach Mózgowych. Ów Żrący Miasto Interior
Nadaje Alejkom Duszny Charakter. Ofiaruje Drobiazgom Złowrogie, Agresywne Cechy. Irracjonalne Elementy Mrugają. Nieistniejące Obiekty Spoczywają Ciężko, Irytując
Przestrzeń. Rzeczywistość Odsuwa Się, Znika, Eliminując Znaczenia. A Pustka Atakuje. Logiczny Świat Wymiera I Abstrakcje Tylko Łudzą Oczy.

Doktor westchnął, odkładając na bok listy swojego pacjenta. Trudny przypadek. Czytał jego twory już któryś raz i cały czas miał wrażenie, że coś mu umyka. „Ruch Anionów Tamują Ujemne Jony”… Co to za język? Lekarz potarł oczy, zmęczony. „Wystarczy na dziś” pomyślał i skierował się do drzwi. Wychodząc, zgasił światło.

9 komentarzy:

  1. Mitoza - zabawne. Trochę groteskowe. Rozbawiło mnie. Banalne rymy ;p Ale zapewne o to chodziło. Fajne zastosowanie onomatopei.
    Krasnolud. Na szybko. Po jednym Przeczytaniu. Od razu wiedziałem że coś nie tak literkami. Kolejny nie do końca potwierdzony wątek fantastyczny. Bo pacjent może być schizofrenikiem, a równie dobrze rzeczywiście może Ich widzieć i się Ich obawiać. Tak jak ze Sprzedawcą jabłek i garbatym, nie wiem o nich wszystkiego, ale podejrzewam kilka niesamowitości, tak samo tutaj zachwycam się tą niewiedzą. Mroczne, niespokojne. Ślepota doktora jest zaskakująca i świetnie tu pasuje by coś mi w duszy obudzić. Jakiś wewnętrzny sprzeciw tej sytuacji. Realizacji motywu jednak nie poczułem. Świetny język pacjenta. Budzi niepokój. Kupiłaś mnie.

    P.S. Zły tytuł całego posta z opowiadaniami ;p
    Młotek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młotku. Mam wrażenie, że (może nie) z każdym następnym opowiadaniem idzie ci coraz lepiej. Że te słowa brzmią. Tzn. porównując z początkiem widzę ogromny postęp.
      Ad rem - ogromnie mi się podoba trup i sposób jego opisania. W ogóle pierwszy "akapit" jest cudowny. Drugi trochę razi sztucznością dialogu i to najbardziej widoczną w części o kafelkach. ale zgrabne zakończenie. Potem trochę mi zgrzyta trzecie dziecko. Ja domyślam się że to obce, ale tak nic o nim nie ma... W czwartym masz Tatry małą literą i dosyć oczywiste stwierdzenie, że są synami Marysi i Piotrka. I czerwona śnieżynka znaczy taka od Mikołaja? Na końcu jeszcze trochę niezgrabne "Dynamitu użyją do wyburzeń", które jest trochę nie na miejscu i "Wyglądają na zadowolonych z życia", które z jednej strony mi się podoba, bo usuwa całą "przyszłość", ale nie wiem, do którego momentu je odnieść.
      Całość opowiadania strasznie mi się podoba. Znaczy nie jakoś euforycznie, ale tak jak opowiadanie z Węzłem - jest tu ten sam klimat. Takie przedstawienie całego życia w kilku fragmentach i że wszystko jakoś działa. A wszystko to z lekkim przymrużeniem oka i dystansem. Lubię. Tylko się nie rozleniw :)

      Mitoza - groteska to dobre określenie. Podoba mi się to opowiadanie zwłaszcza dysonans między patetycznym wierszem i wiązanką chwilę później. Fajne. Dysonans później zostaje, groteska zostaje, ja lubię groteskę. Jak pisał Młotek - fajne zastosowanie onomatopei. Przerzutnia "cisza wreszcie. Na podeście" jest... epicka w tym internetowym znaczeniu.
      Nie do końca wiem, czy pasuje mi ilość przekleństw, ale nie jest to żadna obiektywna uwaga.

      Co do oceny mojego opowiadania przez Młotka: dobrze! . Fajnie że to widać, że coś jest nie tak. Bałam się na ile to jest widoczne, że tam coś jest jeszcze. Cieszę się, że się podoba. I że atmosferę niepokoju udało się przekazać. Co do realizacji motywu - jest. Nie musi być mega istotny (zazwyczaj jest, ale chyba nie tym razem). I tak dzięki.

      Ad Ps: gdzie? Nie widzę nic.

      Usuń
    2. Tatry wołają o pomstę do nieba. Śnieżynka taka mikołajowa. Dynamit rzeczywiście dziwnie brzmi, ale postanowiłem to tak zostawić. Wyglądają na zadowolonych z życia - pierwszy akapit. Postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań co do następnego. Btw. wiesz jak tworzone są motywy? Posiadacie d tego specjalnie tresowane flamingi?

      Usuń
    3. Kurczę, odkryłeś nasz sekret :D. A tak na serio, to od dwóch motywów to działa inaczej, bo Pudel się mniej udziela. A dlaczego pytasz?

      Usuń
    4. Z ciekawości

      Usuń
  2. Młotku: Twoje opowiadanie podobało mi się, ale czuję mały niedosyt. Myślałam, że bardziej połączysz trupa z młodym małżeństwem. Cieszę się, że opisałeś dalsze losy postaci.
    Mitoza: Dla mnie, Twoje opowiadanie jest zabawne, choć to pewnie brzmi przerażająco. Czuję litość i usprawiedliwiam Alfreda, bo pewnie przez wiele lat Gabriela suszyła mu głowę o wszystko i o nic i biedak w końcu nie wytrzymał. Ładnie napisane, chociaż troszkę nieczytelne ze względu na łupanie.
    Krasnolud: Zastosowałaś ciekawą formę. Opowiadanie jest intrygujące. Coś się czai za wywodem tego człowieka (pacjenta psychiatryka?), ale niestety, nie wiem czy dostrzegłam to, co chciałaś przekazać.
    Żeby nie być kimś, kto krytykuje na prawo i lewo, ale sam chowa się przed jakąkolwiek krytyką, dodaję swoje opowiadanie na ten motyw (w kolejnym komentarzu, ale może da się jakoś zedytować post :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej życie było poukładane. Kalendarz zapełniony na każdy dzień tygodnia. Żadnego dnia wolnego, żadnej chwili dla siebie. Wszystko szczegółowo zaplanowanie: od dojazdu do pracy (25 min), przez zakupy (55 min), aż po sprzątnięcie kuchni na błysk. Nic dodać nic ująć - kilku minut na cokolwiek poza grafikiem nie dało się wcisnąć. Nie zawsze tak było. Pogoń za srebrem ją zmieniła, żeby nie powiedzieć: ukształtowała. Ale w jej głowie, od dzieciństwa wybijała się jedna myśl: chcę być perfekcyjna.

    Jak była dzieckiem, to ludzie mówili, że jest żywym srebrem. Wszędzie było jej pełno, zawsze miała czas. Nie był potrzebny jej kalendarz, obecnie zapisany do granic możliwości, bez którego nigdzie się nie ruszała.

    Taki sam był jej pies, którego dostała 10 lat później. Mała, sześciotygodniowa futrzana kulka, noszona na rękach gryzła w nos i skubała włosy, postawiona na ziemi gryzła wszystko co popadnie. Kulką stała się po jednym dniu - jak tylko dobrała się do miski (pieszczotliwie nazywanej korytkiem) to zaokrągliła się tak, że nie mogła już przejść przez sztachetki płotu, jak to uczyniła zaraz po przybyciu. Kulka jadła i zdrowo rosła, uwielbiała biegać po ogrodzie z wiadrem od wody, swoim korytkiem czy klockami drewna kominkowego, tak ciężkiego, że Ona, Srebrzysta nie mogła go podnieść.

    Mówili o Niej, że jest szlachetna. Srebro jest metalem, szlachetnym, słabo reagującym z innymi pierwiastkami. Ona też była "słabo reagująca" - nie miała przyjaciół, kumpli, kumpelek. Miała znajomych. Nie lubiła zgiełku, tłumu. Źle się tam czuła, była obca. Miała swój własny świat. Świat, w którym wszystko było dokładnie określone i ustawione. Nie tylko przedmioty na biurku stojące w określonym miejscu, nawet produkty w lodówce. Ułożenie pozostawało niezmienne od lat. Srebrzysta miała swoje małe szaleństwa. Przestała pić herbatę, gdy kolejny raz musiała czyścić srebrną łyżeczkę preparatem z jonami srebra. Kabinę prysznicową, umywalki i blaty w kuchni szorowała dzień w dzień biopolimerem, oczywiście również z jonami srebra.

    Uwielbiała siadać na nieskazitelnie czystej podłodze z Kulką na kolanach. W tych chwilach na jej twarzy gościł uśmiech. Niestety, pewnego dnia jej szczęście, jej życie legło w gruzach. Kulka odeszła, za szybko i niespodziewanie. Srebrzysta nie mogła się z tym pogodzić. Kulka była jej całym światem. W najgorszych koszmarach nie przewidywała przedwczesnego odejścia jej rodziny. Srebrzysta zamknęła się w sobie, przestała komunikować się ze światem zewnętrznym. Wieczorem, kiedy uczucie tęsknoty i bezsilności było zbyt silne, poszła do łazienki, usiadła na srebrnych kafelkach z ciałem Kulki na kolanach i srebrną żyletką podcięła sobie żyły.
    Jej życie bez Kulki nie miało sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam mieszane uczucia. Fabularnie mnie nie porwało. Spodobało się kilka użyć srebra, jak chociażby czyszczenie łyżeczki z jonami srebra, czy słabo reagującą srebrzystą, ale za dużo tego srebra teraz, jest wszędzie w tak krótkiej formie. Czekam na Twoją podróż. Co do krasnoluda, popatrz na pierwsze litery słów.

      Usuń
    2. Także ten.
      Mnie również fabularnie to opowiadanie nie porwało, wydaje mi się, że jest zbyt poszarpane. Skaczesz po czasach, jaka Srebrzysta była kiedyś, jaka teraz, czasem nie wiadomo do którego momentu się odnosisz (np. kalendarz w drugim akapicie). Tekst jest przegadany, powtarzasz się różnymi słowami, tu: "nie miała przyjaciół, kumpli, kumpelek. Miała znajomych. Nie lubiła zgiełku, tłumu. Źle się tam czuła, była obca." widać to najbardziej.
      I co chyba jest dla mnie głównym zarzutem koniec następuje za szybko. Cały czas budujesz atmosferę, a na koniec rzucasz kilka zdań, że czytelnik nie ma szansy się wczuć w bohaterkę, a przecież trochę o to chodzi.
      Podobało mi się za to używanie srebra w różnych odmianach (choć Młotek ma rację, że przy tak krótkim tekście jest tego za dużo). Także takie małe rzeczy w stylu umieszczenie w nawiasach konkretnego czasu, czy "Srebro jest metalem, szlachetnym, słabo reagującym z innymi pierwiastkami. Ona też była "słabo reagująca"". Tego typu drobiazgi pozwalają naprawdę wczuć się w tekst.

      Tyle. Pozdrawiam i czekam na następne opowiadanie

      Usuń