Autor: MŁOTEK
Do
Niczka
Niczku.
Do niczego ta doniczka. Przecieka, a podstawki brak. Z nią tak jak z Tobą.
Eleonora
Do
Eleonory
Eleonoro
ukochana. Wiedziałaś co bierzesz. Nie spodziewaj się po dziurawej doniczce za
dolara, że stanie się solidną kamienną donicą. Mogę Ci ją przemalować, zakleić
dziury, ale nadal będzie tak samo wielka i nie pomieści Twej palmy
afrykańskiej.
Niczek
Do
Niczka
Oj
Niczku. Ty Nic nie rozumiesz. Albo ta doniczka zmieści palmę, albo ją wyrzucę.
Nie ma innej możliwości. A jak relacje między Tobą i Twoją siostrą? Dalej uważa
cię za nieudacznika, mimo że tak dużo osiągnąłeś?
Eleonora
Do
Eleonory
Eleonoro.
Nie ma nawet najmniejszej szansy na to, aby udało Ci się wepchnąć do niej tak
dużą roślinę. Z siostrą nie utrzymuję kontaktu, wspominałem ci kilka razy.
Doceniam, że okazujesz zainteresowanie tą sprawą. Zwrotów doniczek niestety nie
przyjmujemy, ale jak wspominałem mógłbym nad nią spędzić trochę czasu. Zapewne
spodoba Ci się po modernizacji.
Niczek
Do
Niczka
No
i Niczku się zepsuła doniczka. Popękała. Ale nie martw się, wczoraj kupiłam
wielką donicę, specjalnie zmierzyłam czy palma będzie pasować. Wszystko się
zgadza. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Gdybym miała kłopoty z nową donicą dam
znać. Herbatniki z herbatą i koncertem fortepianowym w cenie spotkania.
Eleonora
Do
Eleonory
Eleonoro.
Wiesz jak lubię słuchać sonaty b-moll Chopina w Twoim wykonaniu. Niestety nie
będę w stanie pomóc z donicą. Nie znam się na obróbce kamienia. Trzecią część sonaty
będziesz musiała zagrać sama. Może kiedyś Cię odwiedzę. Słyszałem, że w Austrii
rośnie zapotrzebowanie na doniczki, akurat takie, jakimi dysponuję. Niesamowity
zbieg okoliczności. Nie pisz do mnie. Będę teraz często w podróży i dużo pracy
przede mną.
Niczek
Do
Niczka.
Witaj
Niczku. Palma pięknie rośnie. Nigdy nie widziałam u niej tak lśniących liści.
Musisz przyjechać i zobaczyć na własne oczy.
Eleonora
Do
Niczka.
Niczku,
brakuje mi Twoich pomysłowych napraw. Donica świetnie się trzyma, ale mógłby ją
ktoś odmalować. Co o tym sądzisz? Pisała do mnie Twoja siostra. Martwi się o
Ciebie.
Eleonora
Do
Niczka
Mój
drogi. Korzenie palmy przebiły donicę w jednym miejscu. Trzeba coś z tym
zrobić. Marsz żałobny, tak przez nas uwielbiany ostatnio brzmi coraz smutniej.
Żyjesz? Daj jakiś znak.
Eleonora
Do
Eleonory
Droga
Pani.
Nie
zajmuję się kamiennymi donicami. Nie znam się na tym. Interes kwitnie. Prosiłem
abyś nie pisała. Moja siostra nie mogła do Ciebie napisać., gdyż zmarła siedem
miesięcy temu. Nie byłem na jej pogrzebie. W sumie była dla mnie obcą kobietą.
Kończy mi się miejsce na Twoje listy w teczce. Nie pisz.
Nicze
Do
Niczka
Tęsknię.
Wróć do mnie. Palma zniszczyła donicę. Może gdy przyjedziesz odwiedziłbyś mnie
z nowym prototypem swych doniczek?
Wiecznie Twoja
Eleonora
Autor: KRASNOLUD
Fi weszła do pokoju nie zapalając światła. Latarnia za
oknem była wystarczająco jasna, by nie wpadła na łóżko. Zrzuciła plecak i
zwaliła się na krzesło. Zapaliła lampkę i krąg światła pokazał podręczniki na
biurku i kawałek parapetu z doniczką i kubkiem na długopisy. Powinna wziąć się
za naukę, ale była zmęczona, tak cholernie zmęczona. Sięgnęła do doniczki
wypełnionej w połowie szklanymi kulkami. Zawsze się nimi bawiła, gdy tylko nie
czuła się dobrze. Czasem nawet to pomagało.
Telefon w spodniach zadzwonił. Nie chciało jej się
odbierać, ale jeśli to był Przemek, to bardzo uparcie będzie dzwonił do późna.
Przemek.
- Tak?
- Chcesz iść ze
mną karmić łabędzie?
- Przemek, jest
dwudziesta druga i połowa listopada.
- Sądzisz, że jesienią
łabędzie nie jedzą?
- Sądzę, że nie są
w stanie jednocześnie spać i jeść.
- Chcesz się
przekonać?
- Zmęczona jestem.
- No weź. Ze mną
się nie spotkasz?
Przed chwilą chciała tylko położyć się spać. Ale Przemek
i tak zawsze był ją w stanie wyciągnąć na takie wycieczki. Taka magia. Instant
motywacja, wystarczy dodać wody.
- Za piętnaście
minut, będę nad stawem.
***
- Opowiadaj co u
ciebie. Dawnośmy się nie widzieli. – powiedział Przemek, gdy już się
przywitali. Zaczął iść brzegiem stawu, wypatrując łabędzi. Fi po prostu szła
- A tam dawno.
Miesiąc?
- Trzy co
najmniej. Gdy się ostatni raz widzieliśmy zastanawiałaś się, jak będzie na
studiach. Jak, właściwie?
Fi wzruszyła ramionami.
- Nijak. Przyznam
szczerze, że poza większą ilością godzin to nie odczuwam wielu zmian. Patrz,
tam są.
Rzeczywiście, pod wierzbą płaczącą spało stado łabędzi.
Niektóre jeszcze pływały, ale były to pojedyncze osobniki. Weszli na mostek w
pobliżu, mijając śpiącego pana w kaszkiecie, który trzymał jabłko w ręku.
Przemek wyciągnął paczkę ziaren słonecznika i zaczął sypać łabędziom.
- Myślisz, że one
to jedzą?
- Podobno chleb
jest niezdrowy dla nich.
- Zadziwia mnie
twoja wiedza.
- Bo ja w ogóle
jestem zadziwiającym człowiekiem. Mów co u ciebie? Studia nic ciekawego, co z
Wojtkiem?
- Z Wojtkiem wszystko
dobrze. Myślałam, że jak wyjedzie do Krakowa na studia, ten związek się
rozpadnie. Ale nie, jest naprawdę dobrze.
Stali chwilę w ciszy, Przemek rzucał słonecznika i
patrzył jak łabędzie jedzą. Na drugiej ławce usiadł mężczyzna w płaszczu. Był
garbaty albo niósł plecak pod prochowcem.
- Tak naprawdę to
kończy się listopad i to zawsze jest dla mnie ciężki okres. Najpierw Wszystkich
Świętych, dwunastego urodziny i siedemnastego rocznica śmierci Piotrka. Jeszcze
się mnie to rusza. Nie mogę sobie z tym poradzić, do niczego zebrać.
- Był ważny.
Jasne, że jego śmierć będzie cię ruszać. Byłoby gorzej, gdybyś nic nie czuła.
- Ale nawet po
dwóch latach?
- Fi, to był twój
brat. Jeszcze długo, dłuugo będzie cię to dotykać. Trzeba to przetrwać i tyle.
Znów stali w milczeniu. Nieforemny pan w płaszczu
przypatrywał się panu w kaszkiecie. Łabędzie wyłapywały ziarno. Wszechświat
działał dalej, ignorując ludzi na mostku.
- Patrzę na tę
doniczkę z sukcesami i... Wiesz, to był prezent od niego. Wrzuć kulkę za każdy
sukces jaki ci się trafił. A gdy będzie ci kiepsko, pomyśl ile już rzeczy ci
się udało… Czasem działa, ale w listopadzie myślę tylko ile rzeczy się
spieprzyło mimo tych kulek.
***
- Cieszę się, że
udało nam się spotkać.
- Brzmiało jakbyś
tego potrzebowała.
W drodze na mostek minęli stragan z jabłkami. Sprzedawca
miał wyjątkowo rude włosy, przykuwały wzrok nawet z daleka. Ominęli go,
zajmując swoje stałe miejsce.
- Wojtek mnie
zostawił.
Przemek w ciszy rzucał ziarno łabędziom.
- To źle.
Dlaczego?
- Chyba znalazł
sobie kogoś.
- Zawsze
wiedziałem, że nie należy jeździć do Krakowa.
- Taak… Kraków to
złe miejsce.
Fi zabrała torebeczkę i zaczęła karmić łabędzie. Choć
wszystkie garnęły się do ziarna rzucanego przez Przemka, od niej odpływały.
- Wracając do
Wojtka…
- Nie jestem pewna
czy chcę do niego wracać…
- Wiem, zachował
się niefajnie.
- Zachował się
chujowo.
- Tak, to też. W
każdym razie… cóż, czas leczy rany i inne tandetne hasełka. W końcu
przestaniesz się przejmować.
- Tak. Ale kiedy.
Przemek nieporadnie wzruszył ramionami.
- Chodź, kupię ci jabłko. Tyle mogę.
Odwrócili się do barierki i łabędzi, które w międzyczasie
wyjadły całe ziarno i radośnie ignorowały ludzi.
Gdy dotarli do straganu dostrzegli kaszkiet leżący przy
skrzynce z jabłkami i Fi przypomniała sobie śpiącego na ławce mężczyznę.
Zabawne. Przemek wyciągnął portfel, ale zanim się odezwał, przed straganem pojawił
się człowiek w źle dopasowanym prochowcu. Miał jakiś nieforemny kształt na
plecach, ni to garb, ni plecak. Bezczelnie wcisnął się przed nich i zaczął
kłócić z rudym. Intensywnie gestykulował, aż spod płaszcza wypadło mu kilka
białych piórek. Wyglądało na to, że scena się przedłuży, więc Przemek i Fi
odeszli.
***
Fi stała na mostku i gapiła się na staw. Był pusty. Nie
było żadnego łabędzia, tylko kłęby puchu i pierza. Jednak niektóre pióra, choć
białe, były zbyt długie jak na łabędzie. Fi zastanawiała się, co mogło się stać
tym ptakom, dlaczego ich tu nie ma i podejrzewała najgorsze.
- Cześć –
usłyszała za sobą głos Przemka. Nie brzmiał jednak tak radośnie jak zwykle.
- Hej. Jak
myślisz, co się stało?
- Zdechły.
- Co? Jak to?
- Ano. Widziałem truchła,
kawałek dalej. Sporo krwi. Może jakiś pies się na nie rzucił?
- Straszne
– Dzień dobry! Może chce pani jabłko z logo naszej firmy?
– Rudy w kaszkiecie, stał za Fi, trzymając na wyciągniętej dłoni jabłko z jakąś
jasną plamą. Być może było to właśnie logo.
- Mama uczyła
mnie, by nie brać niczego od obcych.
- Pierdolona
edukacja.
Przemek rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł
nieforemnego. Dziwne. Zawsze byli dwaj.
- Ja chętnie wezmę
– powiedział.
- To jabłko nie
jest dla pana.
Mężczyzna poszedł sobie, nie mówiąc nic więcej.
- Czy ty
ogarniasz, co się stało?
- Czy ja ogarniam
cokolwiek w swoim życiu? – odparła zamyślona Fi. – Ale pewnych jego fragmentów
nie ogarniam bardziej. I to jeden z nich.
Stali w ciszy, a Przemek odruchowo rzucał ziarna
słonecznika do wody, choć nie miał kto ich łapać.
- Tak naprawdę to
chciałem powiedzieć, że wyjeżdżam.
- Co? Jak to?
- Tak. Do USA.
Rodzinne sprawy. Na pewno na rok. Może dłużej, cholera wie.
- Nie! Nie możesz
ty też mnie zostawić. Kurwa, tak się nie robi!
- Wiem. Jest mi
głupio, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale nic nie mogę zrobić. Masz. – Wręczył
jej jakąś kartkę. – To mój adres.
Fi odruchowo przeczytała.
- Myślałam, że
nazywasz się Przemysław?!
- Nie. Remigiusz
Przemyk. Komuś się zsyntezowało, a ja nie dementuję. Przemek ma w sobie jakieś
uspokajające szumienie.
- Ty pewnie mojego
też nie pamiętasz.
- Imienia?
- Uhm. Ewa.
- Rzeczywiście.
Jeśli Ewa, dlaczego Fi?
- Bo tak.
- To zawsze wiele
wyjaśnia.
Milczeli, bo co jeszcze można było powiedzieć.
***
Fi patrzyła w okno, z brodą opartą o rękę i myślała o
facetach obecnych w jej życiu. Brakowało jej tylko papierosa w dłoni, zamiast
tego bezmyślnie bawiła się kulkami w doniczce. Brat Piotrek, który zmarł dwa
lata temu, Wojtek, który ją zostawił i Przemek, który wyjechał. Wszystkie
możliwe formy opuszczenia. Pomyślała, że ludzie właściwie tylko tracą, nigdy
nie zyskują. Moment zyskiwania ginie w pamięci, jakbyśmy przychodzili na
gotowe, jakby czynność zyskiwania była poza nami. Dotyczy nas tylko strata. To
wkurwiające. Nie powinno tak być.
***
- Dokąd to? –
spytała mama.
- Idę do parku karmić
martwe łabędzie.
***
- Dzień dobry!
Jedno jabłko poproszę.
- Już daję.
Krasnylud - Podoba mi się u Ciebie budowanie zainteresowania u czytelnika i napięcia sytuacjami dziejącymi się dookoła bohaterów. (garbaty i sprzedawca jabłek). Dobrze się czyta, przyjemnie operujesz językiem. Smutne i gorzkie zakończenie. Niby nic niezwykłego, ale "Karmienie martwych łabędzi" ukazuje świetnie całokształt beznadziejności (swoją drogą piękne zdanie).
OdpowiedzUsuńMłotek - świetny tekst. bardzo podoba mi się zabawa formą i językiem. Fajnie stopniujesz nastrój. Niby banalny temat, ale mnóstwo sensów. Bardzo dobrze się to czyta.
OdpowiedzUsuńKrasnolud - udana żonglerka motywami i aluzjami, ale trochę brakuje doprecyzowania symboliki jabłka i roli jaką rudy i garbaty odegrali w życiu bohaterki. Zakończenie to niby oczywista refleksja, ale zabrzmiało jakoś tak niebanalnie.
Wydaję mi się, że Krasnolud wystarczająco wykorzystała motyw jabłka, kusiciela i anioła. A skoro zabrzmiało niebanalnie, to wpasowało się w klimat opowiadania
UsuńLol. Chcesz być anonimowy i po usunięciu posta z imieniem i nazwiskiem zostaje imię i nazwisko. Krasnolud - Przeczytałem twój tekst kolejny raz. Pod względem logiki i gramatyki wypowiedzi. Zgubiłaś jedną kropkę ;p. Na wstępie zbyt dużo zdań pod rząd ze spójnikiem i. Razi lekko w oczy. I "Jeszcze się mnie to rusza. " - Brzmi nieco dziwnie.
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego brzmi dziwnie, że się rąbnęłam. W ogóle pod względem formy to bywało lepiej. Opowiadanie pisałam głównie koło 1 w nocy i to widać. Ale ciężko to samemu zobaczyć, dlatego tym bardziej dzięki.
UsuńPostaram się usunąć, może się uda.
Co do opowiadania:
Młotku. Podoba mi się kreatywne podejście do motywu (czyli Niczek), sposób pisania, "z nią jak z Tobą". Nadaje to taki fajny ton. Strasznie podoba mi się ostatnia wymiana maili i desperacja jaka bije od Eleonory. Ale chyba nie jestem zachwycona. Mam wrażenie, że jest dla mnie "za suche", te ukryte emocje (nomen omen) nie przebijają się do mnie. I chyba trochę go nie ogarniam. Ogólny zarys ich relacji widzę, ale absolutnie nie widzę szczegółów.
Technicznie jest dobre.
Bawi mnie niemożebnie, że niewinna doniczka u nas obojga jest symbolem jakiejś straty i przegrania życia. Kto by pomyślał...
Jakieś bardzo dobre wyszły w tym tygodniu.
OdpowiedzUsuńNaprawdę.
Trudno napisać coś więcej.
Młotek - ogólnie bardzo fajne, nie wiem, czy nie najlepsze ze wszystkich Twoich.
Bardzo mi się podobał Niczek.
Niby trochę banalne, ale bardzo przyjemnie się czyta i widać relację tych postaci pod spodem. Bardzo się cieszę, że mogłem je przeczytać.
Krasnolud - tak.
Trochę niezdarne pod względem formy, ale bardzo mnie ruszyło. IMHO nikt tak nie opowiada o życiu, jak ty. Jestem przeświadczony, że w jakimś filmie padało hasło, że to jest to, co jest Prawdziwe w muzyce country - kochasz ją za to, jak bardzo jest bliska i rzeczywista.
Fi jest niesamowicie żywa i autentyczna. Dziwaczne postaci i zdarzenia bardzo dobrze podkreślają sytuację, wbrew pozorom nadają jej realizmu. Karmienie martwych łabędzi jest świetne.
Wow.