poniedziałek, 26 października 2015

MOTYW XVI - DONICZKA

Zaczynamy powoli, bo tylko dwa opowiadania, ale i tak: enjoy!

Autor: MŁOTEK



Do Niczka
Niczku. Do niczego ta doniczka. Przecieka, a podstawki brak. Z nią tak jak z Tobą.
                                                                                                                                                             Eleonora

Do Eleonory
Eleonoro ukochana. Wiedziałaś co bierzesz. Nie spodziewaj się po dziurawej doniczce za dolara, że stanie się solidną kamienną donicą. Mogę Ci ją przemalować, zakleić dziury, ale nadal będzie tak samo wielka i nie pomieści Twej palmy afrykańskiej.
                                                                                                                                                             Niczek

Do Niczka
Oj Niczku. Ty Nic nie rozumiesz. Albo ta doniczka zmieści palmę, albo ją wyrzucę. Nie ma innej możliwości. A jak relacje między Tobą i Twoją siostrą? Dalej uważa cię za nieudacznika, mimo że tak dużo osiągnąłeś?
                                                                                                                                                             Eleonora

Do Eleonory
Eleonoro. Nie ma nawet najmniejszej szansy na to, aby udało Ci się wepchnąć do niej tak dużą roślinę. Z siostrą nie utrzymuję kontaktu, wspominałem ci kilka razy. Doceniam, że okazujesz zainteresowanie tą sprawą. Zwrotów doniczek niestety nie przyjmujemy, ale jak wspominałem mógłbym nad nią spędzić trochę czasu. Zapewne spodoba Ci się po modernizacji.
                                                                                                                                                             Niczek

Do Niczka
No i Niczku się zepsuła doniczka. Popękała. Ale nie martw się, wczoraj kupiłam wielką donicę, specjalnie zmierzyłam czy palma będzie pasować. Wszystko się zgadza. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Gdybym miała kłopoty z nową donicą dam znać. Herbatniki z herbatą i koncertem fortepianowym w cenie spotkania.
                                                                                                                                                            Eleonora

Do Eleonory
Eleonoro. Wiesz jak lubię słuchać sonaty b-moll Chopina w Twoim wykonaniu. Niestety nie będę w stanie pomóc z donicą. Nie znam się na obróbce kamienia. Trzecią część sonaty będziesz musiała zagrać sama. Może kiedyś Cię odwiedzę. Słyszałem, że w Austrii rośnie zapotrzebowanie na doniczki, akurat takie, jakimi dysponuję. Niesamowity zbieg okoliczności. Nie pisz do mnie. Będę teraz często w podróży i dużo pracy przede mną.
Niczek
Do Niczka.
Witaj Niczku. Palma pięknie rośnie. Nigdy nie widziałam u niej tak lśniących liści. Musisz przyjechać i zobaczyć na własne oczy.
                                                                                                                                                             Eleonora

Do Niczka.
Niczku, brakuje mi Twoich pomysłowych napraw. Donica świetnie się trzyma, ale mógłby ją ktoś odmalować. Co o tym sądzisz? Pisała do mnie Twoja siostra. Martwi się o Ciebie.
                                                                                                                                                             Eleonora

Do Niczka
Mój drogi. Korzenie palmy przebiły donicę w jednym miejscu. Trzeba coś z tym zrobić. Marsz żałobny, tak przez nas uwielbiany ostatnio brzmi coraz smutniej. Żyjesz? Daj jakiś znak.
                                                                                                                                                            Eleonora

Do Eleonory
Droga Pani.
Nie zajmuję się kamiennymi donicami. Nie znam się na tym. Interes kwitnie. Prosiłem abyś nie pisała. Moja siostra nie mogła do Ciebie napisać., gdyż zmarła siedem miesięcy temu. Nie byłem na jej pogrzebie. W sumie była dla mnie obcą kobietą. Kończy mi się miejsce na Twoje listy w teczce. Nie pisz.
                                                                                                                                                             Nicze

Do Niczka
Tęsknię. Wróć do mnie. Palma zniszczyła donicę. Może gdy przyjedziesz odwiedziłbyś mnie z nowym prototypem swych doniczek?
                                                                                                                                                             Wiecznie Twoja
Eleonora 



Autor: KRASNOLUD


Fi weszła do pokoju nie zapalając światła. Latarnia za oknem była wystarczająco jasna, by nie wpadła na łóżko. Zrzuciła plecak i zwaliła się na krzesło. Zapaliła lampkę i krąg światła pokazał podręczniki na biurku i kawałek parapetu z doniczką i kubkiem na długopisy. Powinna wziąć się za naukę, ale była zmęczona, tak cholernie zmęczona. Sięgnęła do doniczki wypełnionej w połowie szklanymi kulkami. Zawsze się nimi bawiła, gdy tylko nie czuła się dobrze. Czasem nawet to pomagało.
Telefon w spodniach zadzwonił. Nie chciało jej się odbierać, ale jeśli to był Przemek, to bardzo uparcie będzie dzwonił do późna.
Przemek.
 - Tak?
 - Chcesz iść ze mną karmić łabędzie?
 - Przemek, jest dwudziesta druga i połowa listopada.
 - Sądzisz, że jesienią łabędzie nie jedzą?
 - Sądzę, że nie są w stanie jednocześnie spać i jeść.
 - Chcesz się przekonać?
 - Zmęczona jestem.
 - No weź. Ze mną się nie spotkasz?
Przed chwilą chciała tylko położyć się spać. Ale Przemek i tak zawsze był ją w stanie wyciągnąć na takie wycieczki. Taka magia. Instant motywacja, wystarczy dodać wody.
 - Za piętnaście minut, będę nad stawem.
***
 - Opowiadaj co u ciebie. Dawnośmy się nie widzieli. – powiedział Przemek, gdy już się przywitali. Zaczął iść brzegiem stawu, wypatrując łabędzi. Fi po prostu szła
 - A tam dawno. Miesiąc?
 - Trzy co najmniej. Gdy się ostatni raz widzieliśmy zastanawiałaś się, jak będzie na studiach. Jak, właściwie?
Fi wzruszyła ramionami.
 - Nijak. Przyznam szczerze, że poza większą ilością godzin to nie odczuwam wielu zmian. Patrz, tam są.
Rzeczywiście, pod wierzbą płaczącą spało stado łabędzi. Niektóre jeszcze pływały, ale były to pojedyncze osobniki. Weszli na mostek w pobliżu, mijając śpiącego pana w kaszkiecie, który trzymał jabłko w ręku. Przemek wyciągnął paczkę ziaren słonecznika i zaczął sypać łabędziom.
 - Myślisz, że one to jedzą?
 - Podobno chleb jest niezdrowy dla nich.
 - Zadziwia mnie twoja wiedza.
 - Bo ja w ogóle jestem zadziwiającym człowiekiem. Mów co u ciebie? Studia nic ciekawego, co z Wojtkiem?
 - Z Wojtkiem wszystko dobrze. Myślałam, że jak wyjedzie do Krakowa na studia, ten związek się rozpadnie. Ale nie, jest naprawdę dobrze.
Stali chwilę w ciszy, Przemek rzucał słonecznika i patrzył jak łabędzie jedzą. Na drugiej ławce usiadł mężczyzna w płaszczu. Był garbaty albo niósł plecak pod prochowcem.
 - Tak naprawdę to kończy się listopad i to zawsze jest dla mnie ciężki okres. Najpierw Wszystkich Świętych, dwunastego urodziny i siedemnastego rocznica śmierci Piotrka. Jeszcze się mnie to rusza. Nie mogę sobie z tym poradzić, do niczego zebrać.
 - Był ważny. Jasne, że jego śmierć będzie cię ruszać. Byłoby gorzej, gdybyś nic nie czuła.
 - Ale nawet po dwóch latach?
 - Fi, to był twój brat. Jeszcze długo, dłuugo będzie cię to dotykać. Trzeba to przetrwać i tyle.
Znów stali w milczeniu. Nieforemny pan w płaszczu przypatrywał się panu w kaszkiecie. Łabędzie wyłapywały ziarno. Wszechświat działał dalej, ignorując ludzi na mostku.
 - Patrzę na tę doniczkę z sukcesami i... Wiesz, to był prezent od niego. Wrzuć kulkę za każdy sukces jaki ci się trafił. A gdy będzie ci kiepsko, pomyśl ile już rzeczy ci się udało… Czasem działa, ale w listopadzie myślę tylko ile rzeczy się spieprzyło mimo tych kulek.
***
 - Cieszę się, że udało nam się spotkać.
 - Brzmiało jakbyś tego potrzebowała.
W drodze na mostek minęli stragan z jabłkami. Sprzedawca miał wyjątkowo rude włosy, przykuwały wzrok nawet z daleka. Ominęli go, zajmując swoje stałe miejsce.
 - Wojtek mnie zostawił.
Przemek w ciszy rzucał ziarno łabędziom.
 - To źle. Dlaczego?
 - Chyba znalazł sobie kogoś.
 - Zawsze wiedziałem, że nie należy jeździć do Krakowa.
 - Taak… Kraków to złe miejsce.
Fi zabrała torebeczkę i zaczęła karmić łabędzie. Choć wszystkie garnęły się do ziarna rzucanego przez Przemka, od niej odpływały.
 - Wracając do Wojtka…
 - Nie jestem pewna czy chcę do niego wracać…
 - Wiem, zachował się niefajnie.
 - Zachował się chujowo.
 - Tak, to też. W każdym razie… cóż, czas leczy rany i inne tandetne hasełka. W końcu przestaniesz się przejmować.
 - Tak. Ale kiedy.
Przemek nieporadnie wzruszył ramionami.
- Chodź, kupię ci jabłko. Tyle mogę.
Odwrócili się do barierki i łabędzi, które w międzyczasie wyjadły całe ziarno i radośnie ignorowały ludzi.
Gdy dotarli do straganu dostrzegli kaszkiet leżący przy skrzynce z jabłkami i Fi przypomniała sobie śpiącego na ławce mężczyznę. Zabawne. Przemek wyciągnął portfel, ale zanim się odezwał, przed straganem pojawił się człowiek w źle dopasowanym prochowcu. Miał jakiś nieforemny kształt na plecach, ni to garb, ni plecak. Bezczelnie wcisnął się przed nich i zaczął kłócić z rudym. Intensywnie gestykulował, aż spod płaszcza wypadło mu kilka białych piórek. Wyglądało na to, że scena się przedłuży, więc Przemek i Fi odeszli.
***
Fi stała na mostku i gapiła się na staw. Był pusty. Nie było żadnego łabędzia, tylko kłęby puchu i pierza. Jednak niektóre pióra, choć białe, były zbyt długie jak na łabędzie. Fi zastanawiała się, co mogło się stać tym ptakom, dlaczego ich tu nie ma i podejrzewała najgorsze.
 - Cześć – usłyszała za sobą głos Przemka. Nie brzmiał jednak tak radośnie jak zwykle.
 - Hej. Jak myślisz, co się stało?
 - Zdechły.
 - Co? Jak to?
 - Ano. Widziałem truchła, kawałek dalej. Sporo krwi. Może jakiś pies się na nie rzucił?
 - Straszne
– Dzień dobry! Może chce pani jabłko z logo naszej firmy? – Rudy w kaszkiecie, stał za Fi, trzymając na wyciągniętej dłoni jabłko z jakąś jasną plamą. Być może było to właśnie logo.
 - Mama uczyła mnie, by nie brać niczego od obcych.
 - Pierdolona edukacja.
Przemek rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł nieforemnego. Dziwne. Zawsze byli dwaj.
 - Ja chętnie wezmę – powiedział.
 - To jabłko nie jest dla pana.
Mężczyzna poszedł sobie, nie mówiąc nic więcej.
 - Czy ty ogarniasz, co się stało?
 - Czy ja ogarniam cokolwiek w swoim życiu? – odparła zamyślona Fi. – Ale pewnych jego fragmentów nie ogarniam bardziej. I to jeden z nich.
Stali w ciszy, a Przemek odruchowo rzucał ziarna słonecznika do wody, choć nie miał kto ich łapać.
 - Tak naprawdę to chciałem powiedzieć, że wyjeżdżam.
 - Co? Jak to?
 - Tak. Do USA. Rodzinne sprawy. Na pewno na rok. Może dłużej, cholera wie.
 - Nie! Nie możesz ty też mnie zostawić. Kurwa, tak się nie robi!
 - Wiem. Jest mi głupio, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale nic nie mogę zrobić. Masz. – Wręczył jej jakąś kartkę. – To mój adres.
Fi odruchowo przeczytała.
 - Myślałam, że nazywasz się Przemysław?!
 - Nie. Remigiusz Przemyk. Komuś się zsyntezowało, a ja nie dementuję. Przemek ma w sobie jakieś uspokajające szumienie.
 - Ty pewnie mojego też nie pamiętasz.
 - Imienia?
 - Uhm. Ewa.
 - Rzeczywiście. Jeśli Ewa, dlaczego Fi?
 - Bo tak.
 - To zawsze wiele wyjaśnia.
Milczeli, bo co jeszcze można było powiedzieć.
***
Fi patrzyła w okno, z brodą opartą o rękę i myślała o facetach obecnych w jej życiu. Brakowało jej tylko papierosa w dłoni, zamiast tego bezmyślnie bawiła się kulkami w doniczce. Brat Piotrek, który zmarł dwa lata temu, Wojtek, który ją zostawił i Przemek, który wyjechał. Wszystkie możliwe formy opuszczenia. Pomyślała, że ludzie właściwie tylko tracą, nigdy nie zyskują. Moment zyskiwania ginie w pamięci, jakbyśmy przychodzili na gotowe, jakby czynność zyskiwania była poza nami. Dotyczy nas tylko strata. To wkurwiające. Nie powinno tak być.
***
 - Dokąd to? – spytała mama.
 - Idę do parku karmić martwe łabędzie.
***
 - Dzień dobry! Jedno jabłko poproszę.
 - Już daję.
 

6 komentarzy:

  1. Krasnylud - Podoba mi się u Ciebie budowanie zainteresowania u czytelnika i napięcia sytuacjami dziejącymi się dookoła bohaterów. (garbaty i sprzedawca jabłek). Dobrze się czyta, przyjemnie operujesz językiem. Smutne i gorzkie zakończenie. Niby nic niezwykłego, ale "Karmienie martwych łabędzi" ukazuje świetnie całokształt beznadziejności (swoją drogą piękne zdanie).

    OdpowiedzUsuń
  2. Młotek - świetny tekst. bardzo podoba mi się zabawa formą i językiem. Fajnie stopniujesz nastrój. Niby banalny temat, ale mnóstwo sensów. Bardzo dobrze się to czyta.
    Krasnolud - udana żonglerka motywami i aluzjami, ale trochę brakuje doprecyzowania symboliki jabłka i roli jaką rudy i garbaty odegrali w życiu bohaterki. Zakończenie to niby oczywista refleksja, ale zabrzmiało jakoś tak niebanalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaję mi się, że Krasnolud wystarczająco wykorzystała motyw jabłka, kusiciela i anioła. A skoro zabrzmiało niebanalnie, to wpasowało się w klimat opowiadania

      Usuń
  3. Lol. Chcesz być anonimowy i po usunięciu posta z imieniem i nazwiskiem zostaje imię i nazwisko. Krasnolud - Przeczytałem twój tekst kolejny raz. Pod względem logiki i gramatyki wypowiedzi. Zgubiłaś jedną kropkę ;p. Na wstępie zbyt dużo zdań pod rząd ze spójnikiem i. Razi lekko w oczy. I "Jeszcze się mnie to rusza. " - Brzmi nieco dziwnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dlatego brzmi dziwnie, że się rąbnęłam. W ogóle pod względem formy to bywało lepiej. Opowiadanie pisałam głównie koło 1 w nocy i to widać. Ale ciężko to samemu zobaczyć, dlatego tym bardziej dzięki.

      Postaram się usunąć, może się uda.

      Co do opowiadania:
      Młotku. Podoba mi się kreatywne podejście do motywu (czyli Niczek), sposób pisania, "z nią jak z Tobą". Nadaje to taki fajny ton. Strasznie podoba mi się ostatnia wymiana maili i desperacja jaka bije od Eleonory. Ale chyba nie jestem zachwycona. Mam wrażenie, że jest dla mnie "za suche", te ukryte emocje (nomen omen) nie przebijają się do mnie. I chyba trochę go nie ogarniam. Ogólny zarys ich relacji widzę, ale absolutnie nie widzę szczegółów.
      Technicznie jest dobre.

      Bawi mnie niemożebnie, że niewinna doniczka u nas obojga jest symbolem jakiejś straty i przegrania życia. Kto by pomyślał...

      Usuń
  4. Jakieś bardzo dobre wyszły w tym tygodniu.

    Naprawdę.

    Trudno napisać coś więcej.

    Młotek - ogólnie bardzo fajne, nie wiem, czy nie najlepsze ze wszystkich Twoich.
    Bardzo mi się podobał Niczek.
    Niby trochę banalne, ale bardzo przyjemnie się czyta i widać relację tych postaci pod spodem. Bardzo się cieszę, że mogłem je przeczytać.

    Krasnolud - tak.
    Trochę niezdarne pod względem formy, ale bardzo mnie ruszyło. IMHO nikt tak nie opowiada o życiu, jak ty. Jestem przeświadczony, że w jakimś filmie padało hasło, że to jest to, co jest Prawdziwe w muzyce country - kochasz ją za to, jak bardzo jest bliska i rzeczywista.
    Fi jest niesamowicie żywa i autentyczna. Dziwaczne postaci i zdarzenia bardzo dobrze podkreślają sytuację, wbrew pozorom nadają jej realizmu. Karmienie martwych łabędzi jest świetne.
    Wow.

    OdpowiedzUsuń