wtorek, 24 grudnia 2013

MOTYW XIII - PODRYW

Dzięki.


W tym momencie wypada życzyć wesołych świąt, więc...
Rower.


Autor: KRASNOLUD

- Hej. Tu wolne? – spytał jakiś głos.
Aniela podniosła wzrok. Przed nią stał jakiś wstawiony facet i pokazywał na siedzenie obok niej. Rozejrzała się po autobusie i dostrzegła sporo wolnych miejsc, jednak facet wisiał na rurze przed nią i nie wyglądał jakby chciał pójść.
- Wolne - odpowiedziała, bo co mogła zrobić. „Sześć przystanków”, policzyła w myślach. Niedużo. Wytrzyma.
- Maciej jestem. A ty?
- Aniela.
- Ładne imię. Jakaś nowelka Prusa tak nie miała?
Nie spodziewała się tego. Naród oczytany nie był i jedyną osobą, która wiedziała o istnieniu takiej książki była jej babcia. Która zresztą wymogła na rodzinie, by tak nazwali wnuczkę. Najgorsza decyzja w życiu.
- Książka. Stąd się wzięło w ogóle.
Dlaczego mu to mówi? Irytujący zwyczaj, niestety miała go od podstawówki. Nie tylko nie umiała kłamać, ale też, gdy tylko ktoś okazał zainteresowanie, gęba jej się nie zamykała. Do znajomych potrafiła mówić godzinami, nie żeby to było jakieś specjalnie interesujące.
- A myślałem, że nikt nie czyta. Ja czytam. Teraz mniej, bo to czasu człowiek nie ma. Ale kiedyś to nie szło przestać. Myślisz, że jak pijany to od razu gbur i nieuk?
- Nie, skądże – zaprzeczyła, bo co miała powiedzieć. Zawsze się denerwowała, jak widziała ludzi pod wpływem alkoholu. Nic nie mogła na to poradzić, bała się ich. Zrobią coś głupiego, na co trzeźwi by się nie odważyli. Z pijanym nie ma się co kłócić.
- Tjaa. Zawsze tak myślą. Widzę po oczach, że tak właśnie myślisz. Nie masz racji. Nie jestem nieukiem. Wiesz, mam stypendium naukowe.
- A gdzie studiujesz?
- Politechnika – w jego głosie zabrzmiała duma, której Aniela nie do końca była w stanie zrozumieć. Kilkoro znajomych, którzy tam studiowali, wypowiadali się w raczej niepochlebnych słowach o poziomie i organizacji uczelni. Stanowczo nikt z nich nie był dumny – A ty?
- Uniwerek.
- Widać. Choć nie brzmisz. Ale to nie to samo. Z drugiej strony, jakbyś studiowała na politechnice, to nie byłoby dobrze.
- Dlaczego?
- Dziewczyny dzielą się na ładne, mniej ładne i te z politechniki – powiedział tonem znawcy. – Nikomu nie życzyć. Żadnej dziewczynie znaczy. A ty jesteś jak imię. Ładna.
Aniela zdębiała. Oprócz babci nikt jej nigdy nie powiedział, że jest ładna. Otrząsnęła się.
- A te z uniwerku?
- Mądre i mniej mądre. Ale mówiłem już. Nie brzmisz głupio. Ja brzmię. Jestem pijany. Tyle że widzisz. Normalnie tyle nie piję. Prawie w ogóle.
- To dlaczego teraz...
- Dziś jest specjalna okazja. Najlepszy dzień w roku.
Aniela zastanowiła się chwilę, próbując przypomnieć sobie który dzisiaj.
- 15 marca? Coś specjalnego się wtedy dzieje?
- Niee. Znaczy nie wiem. Może – Maciej wyglądał jakby trochę się zgubił w swoich myślach. Po chwili jednak kontynuował - Ale nie. Dla mnie spełniły się dziś wszystkie marzenia. Dostałem mi patent, skończyłem badania na inżyniera, do pracy znaczy. Wygrałem w totka. Kilka stów, ale wiesz. Studentowi to co łaska robi różnicę. A. I przyklepałem umowę o mieszkanie. Wszystko super. I jednej rzeczy mi do szczęścia brakuje.
- Czego?
- Twojego numeru.
Zapadła chwila ciszy.
- Tu wysiadam – powiedziała Aniela, wstając i poszła w kierunku drzwi. Maciej też uczynił ruch, jakby chciał wstać, ale się powstrzymał.
- Cóż. Widocznie jednak nie wszystkie. Nie mam szczęścia. No nic. Trzymaj się.
- Trzymaj się – odpowiedziała, wciskając przycisk stop. Obejrzała się, czy aby nic nie zostawiła i jej spojrzała raz jeszcze na Macieja – 712435602 – rzuciła i wysiadła.
Dlaczego to zrobiła? Obcy człowiek, będzie ją teraz męczył. Cholera, dlaczego?

Maciej wyciągnął z kieszeni komórkę i uśmiechnął się pod nosem. Całkiem trzeźwo.




Autor: ALBATROS


"Ja, Albatros"

Obudził się wcześnie. Słońce jeszcze nieśmiało wdzierało się przez żaluzje tworząc - w połączeniu z wszechobecnym kurzem i dymem papierosów - iście ponury nastrój.
Tępym wzrokiem wpatrywał się w sufit i pewnie długo by pozostał w tym transie, gdyby nie łagodny damski głos ściągający go na ziemię.
- Wstałeś już, kochanie? – zamruczała kobieta, po czym jednym ruchem - na tyle zalotnym, na ile może się on wydawać na wpół przytomnemu, pijanemu człowiekowi - przekręciła się w jego stronę i wtuliła w tors. Nic jej nie odpowiedział. Wiedział, że i tak już śpi – zawsze się go o to pyta, po czym na nowo oddaje się w objęcia Morfeuszowi. Zupełnie, jak poprzedniej nocy oddała się jemu. Rutyna.
Zrzucił z siebie kołdrę i usiadł na skraju łóżka próbując zebrać myśli. Na próżno; wstał i podszedł wolnym krokiem do okna popatrzeć na sypiący śnieg.
Uwielbiał ten biały puch. Każdy inny – inny kształt, inne przeznaczenie, inne proporcje – zupełnie jak z ludźmi. Patrzył jak kolejne płatki łączyły się w pary i bezwładnie spadały na kolejne, już zamarznięte, śnieżne hałdy tylko po to, by wraz z przyjściem wiosny, zniknąć na zawsze.
Odwrócił się i, potykając się o puste butelki po winie, udał się w kierunku łazienki. Poranna toaleta po rutynowej nocy z koleżanką była kolejnym przystankiem w uświadamianiu sobie jak bardzo się zmienił, jak bardzo nie jest już tym kochanym, ułożonym nastolatkiem którym był kilka lat temu. Kilka kosmyków włosów mniej, bez radości w oczach ale za to o kilka grzechów więcej na koncie – to mówiła mu twarz którą codziennie oglądał w lustrze. Tak bardzo chciał by kiedyś jej tam nie było, zamiast tego – pustka, czarna dziura, czarniejsza niż noc…
Strumień zimnej wody przywrócił mu trzeźwość myślenia.
Gorąca, gorzka herbata i tosty z dżemem – tylko tyle wymagał od porannego śniadania. Chwiejnym krokiem weszła do kuchni z prawie-uśmiechem na ustach rzucając „dzień dobry kochanie, smacznego”. Usiadła naprzeciwko niego i zaczęła się tłumaczyć z poprzedniej nocy, coś na temat tego, że nie można już tego powtórzyć, że to niemoralne. On jednak nie słuchał, jej słowa brzmiały mu jak brzęczenie much, nawet nie podniósł wzroku sponad gazety. „Weź się w garść, zacznij układać życie takim jakim chcesz by było” - widniało w porannym Metrowym horoskopie. „Z takimi mądrościami daleko zajdę, ciekawe czy ten kto pisał te brednie również pieprzył się poprzedniej nocy z eks-kobietą swojego życia” - pomyślał. Odłożył makulaturę i spojrzał na nią chłodno.


- Jak skończysz, to zabierz swoje rzeczy i wyjdź – powiedział.
- Dlaczego? Nie chcesz mnie? Nie odpowiada Ci to? - zalała go falą pytań dokładając do tego uśmiech numer pięć, ten bezczelny.
- Po prostu wypierdalaj i nie pokazuj się więcej!
Bez słowa odeszła od stołu i poszła do pokoju zbierać swoje klamoty. Na szczęście nie było ich dużo - nie zniósłby jej widoku w swoim mieszkaniu dłużej niż to było konieczne, by się zaspokoić.
Dźwięk zamka, szelest zwijanych naprędce ubrań, dźwięk ekspresu do kawy (nie pamiętał by go włączał, widać musiała zrobić to ona), kolejne dziwne zgrzyty dobiegające z pokoju, kilka kroków, chwila na założenie butów, dźwięk naciskanej klamki i... trzask! „Nareszcie!” - pomyślał. Nie była już mu potrzebna, a jak przyjdzie ochota, to zna przecież numer. Prawie jak dziwka, tylko za tę konkretną się nie płaci, a jeszcze czasem kawę rano zrobi. Taki podryw na miarę XXI wieku. Jakie to smutne...




Autor: PUDEL

Nie było łatwo.

"Rozmawianie z kobietą to sztuka" - tak zawsze mu powtarzali. Nigdy nie znalazł w sobie dość odwagi, żeby zacząć z nimi polemizować, ale nie zgadzał się z tym stwierdzeniem. Absolutnie się z nim nie zgadzał.
Właściwie powód był bardzo prosty - w swoim życiu kierował się kilkoma prostymi zasadami. Po pierwsze - nie ufać ludziom wygłaszającym arbitralne tezy nie poparte żadnymi dowodami. Po drugie - dołożyć wszelkich starań, żeby każdą taką tezę obalić. Po trzecie - nie spocząć aż do chwili, w której osiągnie ten cel.

Jak łatwo się domyślić, szczera, serdeczna i bezwarunkowa nienawiść do tak zwanych "mistrzów podrywu" definiowała jego życie odkąd pamiętał. Nie wiedział, dlaczego uparł się akurat na walkę z ich wizją świata, ale - nie ulegało to wątpliwości - była to najważniejsza walka jego życia. Wiele złych decyzji, których dopiero teraz zaczynał żałować, podjął w poszukiwaniu argumentów, dowodów, wyjaśnień i nowych hipotez. I jedno musiał sobie przyznać - odniósł sukces. Być może nie tak spektakularny, jak sobie wyobrażał, być może niewspółmierny do kosztów, być może gorzki - ale sukces. Poświęcił całe swoje życie, żeby znaleźć rozwiązanie.
I znalazł...

Panicznie bał się samotności. I nie powinien czuć się samotny. Kobiety były gotowe zabijać się o niego - nie tylko te piękne, ale też - szczere, inteligentne, współczujące... Gdyby tylko chciał, mógłby zatrzymać się na jednej z nich i zbudować sobie życie. Dokładnie takie, jak sobie wymarzył dawno temu, gdy jeszcze był młody i naiwny...

O! Kolejna wiadomość.
Spojrzał na zegarek i zaczął odpowiadać...

Oczywiście, nie mógł powiedzieć nikomu. Jaki sens ma walka o indywidualizm, prawo do własnej recepty na szczęście, jeśli jej podsumowaniem jest stworzenie nowych ograniczeń, wydeptanych ścieżek, nowych konwenansów?
Żaden. Był tego pewien. Żaden.

Przez ułamek sekundy wydawało mu się, że zrobiło się jasno. Ale to niemożliwe - kilka tygodni temu przepaliła się żarówka i doszedł do wniosku, że właściwie nie ma to dla niego żadnego znaczenia. Cichy blask monitora wystarczał...

Dawno temu zastanawiał się, dlaczego nie może z tym skończyć.
Chyba po prostu nie potrafił zrezygnować z tego życia. Poświęcił wiele - dlatego, żeby móc szukać, żeby móc wybierać. I bał się wyboru. Nie potrafił się do tego przyznać, ale najbardziej bał się słusznego wyboru - takiego, który oznacza koniec poszukiwań. Takiego, który swoim rozmiarem przesłoni wszystkie dotychczasowe poświęcenia...
Takiego, który zmieni jego życie.

Nie chciał nikogo skrzywdzić. Ale nie było innej drogi.
Za każdym razem kończyło się tak samo - obiecane spotkanie na koncercie nieistniejącego już zespołu Labirynt w nieistniejącym już klubie Hot for Love.
Dalej - nowe konto - nowe życie, nowe poszukiwania.

Starał się nie myśleć o sobie.

Okaleczony. Cierpiący. Uciekający przed światłem, zamknięty w swojej niewielkiej jaskini.
Stały. Niezmienny.
Pustelnik dwudziestego pierwszego wieku.




Autor: GRZEGOORZ

Z okazji rocznicy wybuchu powstania ruchu wolności kobiet ogólnopłciowych, ergo cipek samodymarek, postanowiliśmy dziś z kuplami pobawić się w przeżytek epoki i zostać findesieklowskimi archeologami. Kopaliśmy zaprawieni tym razem cudem stworzonym przez Maćka, skubanemu udało się skądś wytrzasnąć borówki i upichcić z tego bimberek. Pyszota. Gdyby było tego skarbu więcej, mógłbym mieć wątpliwości, czy to co widziałem, było naprawdę tym, co widziałem, ale że jak zwykle tego co dobre w chuj jest równie w chuj mało, nasz boskostan trwał wybitnie krótko. Ale dość, byśmy znowu kopali. Rozkosze łamania prawa. Po dzisiejszym znalezisku rozumiem odrobinę bardziej, dlaczego zakazali grzebania w ziemi. Hehehe, pieprzona kapsuła czasu. Sprzed 200 lat. Musiałem odkopać starego nettopa dziadka, żeby móc odpalić usb 14.3, ale było warto. Dla jednego pliku - konkretnie „umizgi”. Zapis metody funkcjonowania portali, gdzie można było jak towar na półce wybierać kobietę, po to by z nią rozmawiać. Obejrzeliśmy pokładając się ze śmiechu nagranie, gdzie jakiś owłosiony leszczyk był ciągle odrzucany na wideokonfie przez kolejne cizie. Samo to, że miały prawo odrzucać, było wisienką na torcie. Muszę to jutro puścić mojej Wioli, też się uśmieje. Co ludzie w tym widzieli, pojęcia zielonego nie mam, ale trzeba przyznać, że archaiczny sposób przestrzennej prezentacji audiowizuala profilu innych użytkowników robił wrażenie.
Profil: Pseudokracja193#
Tekstura3D: zachód słońca nad Niagarą
Soundtrack: Dance me to the end of love – Leonard Cohen
Niunia siedziała z ręką pod brodą i chciała być postrzegana jako mądra i wolna, po czym rozebrała się z ciuchów, i skoczyła z wodospadu. Zew wolności. Tak, coś słyszałem.
Inna.
Profil: Poorystka. Hahahahaha, dobra jest ironiczne, świadome nawiązanie do tej kasty. Ciekawe czy była biedna, czy po prostu była purystką.
Tekstura3D: kosmos145
Soundtrack: Vangelismasterion – Outerspace symphony 45
Pseudointelektualne ścierwo. Kogo to obchodziło? Współczuję temu idiocie, który siedział przed monitorem i próbował się dodzwonić do tych cip. Mówili na to chyba podryw.
To nawet śmieszne jak bardzo kiedyś szanowali kobiety a jak one nie szanowały siebie.



Autor: KLAUDIA

Spojrzała w swoje odbicie lustrzane. Idealnie dopasowany skórzany strój podkreślał jej wdzięki. Rzadko, który facet mógł jej się oprzeć, a nawet żonaci, ogarnięci szałem hormonów, chcieli zostawić dla niej swoje żony. Sophie uśmiechnęła sie i siegnęła po pistolet leżący na szafeczce, chowając go do torby. Musnęła jeszcze raz usta błyszczykiem i ruszyła w stronę pokoju swojego partnera. Zapukała mocno, naciskajac na klamkę i zaglądajac do środka.
- Julian! Gotowy? - krzyknęła stając w progu. - Mamy mało czasu, a wiesz, ze szef nie lubi, kiedy spóźniamy się z wykonaniem zadania.
- Wiem, wiem -chłopak wyszedł z łazienki przepasany ręcznikiem, przeczesujac dłonią włosy. - Seksowna Sophie. Czyżbyś miała ochotę na jakiś flircik po wykonaniu egzekucji? 
- Nie przeginaj. Pamiętasz naszą naczelną zasadę? Kończysz jedną robotę i nie masz czasu na przyjemnosci, a bierzesz sie za następną. - puściła do niego oczko. - Julian, zero podrywów dzisiaj, okay? Czekam na dole, Romeo. - przesłała mu całusa w powietrzu i wyszła zamykajac za sobą drzwi. Skierowała się na dół, gdzie sięgnęła po kubek z zimną już kawą. Praca płatnego mordercy męczyła ją już trochę. Była niczym Bóg, który wymierza sprawiedliwość. Nie sprawiało jej to żadnej przyjemności, ale była w tym najlepsza. Jedyna w swoim rodzaju. Wraz z Julianem tworzyli zespół od ponad roku. Mieszkali razem, bo wtedy mogli szybciej wyruszyć w drogę, żeby załatwić daną sprawę. Na początku Julian podrywał Sophie, ale po jakimś czasie przestał, kiedy zauważył, że dziewczyna jest obojętna na jego wdzięki. Od tamtej pory co jakiś czas sprowadzał sobie do domu kolejne laski, które były tylko na jedną noc. Praca mordercy jest na tyle niebezpieczna, że boisz sie wejść w jakikolwiek związek z obawy, ze gdyby coś sie wydarzyło, to nie tylko ty będziesz w niebezpieczeństwie. Sophie doskonale znała to uczucie. Kiedyś pewna mafia ścigała ją za morderstwo jednego z nich. Uciekła im, ale jej rodzina na tym ucierpiała. Zabili każdego, kto miał z nią jakiekolwiek powiązanie. Był to dla niej ogromny cios i od tamtej pory stała się jakby z kamienia. Jej rozmyślania przerwał Julian, który właśnie wszedł do kuchni, nawołując ją do wyjścia. Wyszli z domu i wsiedli do czarnego BMW. Julian uśmiechnął sie do Sophie i ruszyli w stronę klubu. Zaparkowali z tyłu budynku i weszli do środka, przeszukując wzrokiem ludzi w poszukiwaniu tego jedynego. Dostali zlecenie na dilera, który handlował narkotykami wśród dzieci. Według Sophie było to cholernie niemoralne - sprzedawać heroinę dzieciom - ale ona była mordercą, więc nie miała prawa oceniać moralności innych. Kiedy wreszcie odnalazła ich dzisiejszy cel, odwróciła sie w stronę Juliana i zauważyła jak ten podrywał długonogą, blond tlenioną dziewczynę. Westchnęła i podeszła bliżej nich. 
- Kotku, chodź, musimy iść. - uśmiechnęła sie słodko i spojrzała na dziewczynę. - On jest zajęty, skarbie. Spadaj. - złapała Juliana za ramię i pociągnęła w stronę Marka Jobsa, dilera. Dyskretnie wyjęła broń ze swojej torebki i nałożyła tłumik, zbliżając się do swojego celu. Było tu tak wiele ludzi, ale nie mieli okazji wybrać innej miejscówki na dokonanie egzekucji, gdyż kończył im się czas. Zerknęła porozumiewawczo na Juliana, kiedy rozdzielili się by chłopak mógł go zajść od tyłu. Sophie zbliżyła się do dilera, tanecznym krokiem, a ten uśmiechał się widząc ją. Będąc już bardzo blisko, przyłożyła mu broń do brzucha.
- Ani drgnij. Odezwij się choć słowem, a stracisz swoje życie w tej minucie. Ruszaj się. - syknęła mu do ucha, widząc rozglądającego się Juliana w poszukiwaniu jego pomagierów. Wyprowadzili Marka z klubu i zaprowadzili w ciemną uliczkę. Kiedy facet błagał o to, żeby dali mu żyć, Sophie wraz z Julianem, niewzruszeni, nacisnęli spust, tym samym odbierając mu życie. Wiedzieli, ze robią źle, ale wiedzieli też, że oczyszczają świat ze zła. Obydwoje musieli odreagować, dlatego wrócili do środka sie napić. Sophie po pewnym czasie spostrzgła się, że Julian już zaczął podrywać nową dziewczynę. Machnęła na to tylko ręką i oddała sie we władanie swoich myśli.




Autor: ONA

To trwało już prawie trzy miesiące. Od pierwszego dnia, od immatrykulacji nie mógł o Niej nie myśleć. Podobała mu się: była inteligentna a do tego w jego typie: miała długie, ciemne włosy, niebieskie oczy, jasną cerę, była wysoka, a biust miała ani duży, ani mały – taki w sam raz. Na przerwach czas spędzała zawsze z koleżankami bądź z twarzą w ekranie laptopa.
Chciał do niej podejść, porozmawiać, lecz zawsze brakowało mu odwagi. Nie chciał zrobić z siebie głupka nie wiedząc, o czym może z Nią pogadać, by temat się po kilku zdaniach nie wyczerpał. Bał się, że palnie jakąś głupotę, czy zacznie się jąkać. W domu otwierał na Facebooku okienko wiadomości, u góry którego widniały Jej dane, lecz ani razu nie napisał.
Zbliżały się święta. Każdy każdemu składał życzenia, wszyscy umawiali się na jakieś wyjście. On nie brał udziału w ogólnej radości. Wszyscy go potrącali, pytali, co się stało. Nie odpowiadał. Nie był w stanie. Mógł tylko stać i patrzeć bezmyślnie. Patrzył na Nią.
Tego dnia założyła koszulkę z motywem z jego ulubionego filmu – Miasteczko Halloween. Na głowie miała czapkę Mikołaja, włosy związała w dwie nisko osadzone kitki. Uśmiechała się, rozmawiała z kimś przez telefon.
Teraz, albo nigdy” pomyślał. Ruszył w jej kierunku. Koledzy, którzy domyślili się, co chce zrobić, klepali go w ramiona i życzyli powodzenia.
Gdy do niej podszedł zakończyła rozmowę. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się szerzej.
‘Niezła koszulka, też lubię ten film’ powiedział.
‘Wiem’ skinęła głową.
‘Skąd…?’
‘Wiem o tobie wszystko. Nie pytaj, skąd’ przerwała.
Skinął głową.
‘Czy chciałabyś… chciałabyś iść ze mną na grzańca? Dzisiaj, teraz?’
Uśmiechnęła się. Skinęła lekko głową.
Kierując się ku wyjściu nachyliła się do jego ucha i wyszeptała:
‘W końcu… już myślałam, że nigdy tego nie zrobisz’.

5 komentarzy:

  1. @Krasnolud: Lubię czytać Twoje opowiadania. Są spójne, ładnym językiem napisane ale niczym nie zaskoczyłaś tym razem. Taki podryw rodem ze spotted.

    @Pudel Podoba mi się, takie... odpowiednie na Święta i idealne dla takiego stałego, niezmiennego jaskiniowca jak ja.

    @Grzegoorz Trochę wulgarne ale po drugim przeczytaniu domyślam się co chciałeś tym osiągnąć. Podoba mi się to spojrzenie, wydaje się mieć tak wiele wspólnego z rzeczywistością.

    @Klaudia Całkiem udanie choć są pewne braki, udało Ci się połączyć Shakespeare'a z Mr & Mrs Smith, dodaj na drugi raz jakąś scenę z pościgiem i będzie idealnie ;p

    @Ona Romantyzm, roman... ty zm. Krótkie, treściwie, wpasowuje się w motyw. Dobra bajka na dobranoc. Ps. czy imię głównego bohatera zaczyna się może na literkę R? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech sam czytelnik wybierze imię bohatera :)

      Usuń
  2. Krasnolud.
    Świetna historia! Bardzo przyjemnie mi się ją czytało. Spodobał mi się sposób przedstawienia całej sytuacji. Opisanie myśli Anieli i zupełnie sprzecznych słów przez nią wypowiedzianych. Uczucie lęku przed osobami pijanymi i ostrożność. Bez problemu mogłam sobie tę sytuację wyobrazić. Plus za lekkość, ale niestety fragment z podrywem na tekst o dziewczynach z polibudy do mnie nie przemówił.

    Pudel
    Dla mnie to opowiadanie porusza dość poważny temat. Raz miałam okazję poznać pewną dziwną osobę, która zaczepiała kobiety na portalu społecznościowym i wyciągała wnioski z prowadzonych rozmów. Był to mężczyzna, który studiował filozofię i bał się świata. Kobieta była dla niego wyzwaniem, obiektem zafascynowania, który należy przeanalizować. Od rana do wieczora potrafił siedzieć i odpisywać na posty kobiet, zwierzając się przy tym ze swojego życia, łącznie z przebytymi operacjami plastycznymi twarzy. To było straszne, a to opowiadanie bardzo mi tamtą historię przypomina. Jestem pod wrażeniem Pudlu :)

    Grzegoorz
    Mocne. Dzięki wulgaryzmowi (aż dziwnie to brzmi), całość jakość bardziej trafia do odbiorcy. Po przeczytaniu zaczęłam się zastanawiać nad tym, jakby to było, gdybym w przyszłości miała córkę. Teraz jest problem z odróżnieniem niezależności od głupoty, a co będzie za kilka lat? Ciężko będzie uchronić kobiety od zatracenia szacunku do samej siebie, bo coś, co dla wielu z nas teraz jest nienormalne, dla części staje się już codziennością. Za kilka lat to, co dla nas teraz oznacza szacunek, w przyszłości może w ogóle nie istnieć. To, o co walczyły prawdziwe feministki, już dawno w naszych rejonach uzyskaliśmy. Dużo by pisać... Opowiadanie świetne! Zmusza do refleksji, a o to chyba autorowi zazwyczaj chodzi. :)

    Klaudia

    Niestety do mnie w ogóle nie przemówiło. Uwielbiam kryminały, zaczytuję się w nich od lat, dlatego wiele mi tutaj brakuje. Widzę często powtarzany schemat, niczym mnie to niestety nie zaskoczyło. ;-( Ale czekam na kolejne odsłony, może kolejne bardziej przypadnie mi do gustu! :)

    Ona
    Tak jak napisał kolega wyżej, dobra bajka na dobranoc. Trochę skojarzyło mi się z takimi filmami dla młodzieży produkcji amerykańskiej. Ale niestety mnie nie porwało. :(

    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Krasnoludzie.
    Jak dla mnie - jest bardzo dobre, historia do mnie przemawia, i jest taka... Nie powiedziałbym, że rodem ze spotted. Dwie bardzo wyraźne, bardzo prawdziwe postaci. I. Chciałbym się przyczepić, ale nie bardzo umiem. Mam nadzieję, że ktoś mnie wyręczy ;)
    Na plus jest to, że spojrzenie na hasło "podryw" jest zupełnie inne niż pierwsze skojarzenie - ukazanej sytuacji nie odbieram pejoratywnie - myślę, że jest dziwna, ale pozytywna i zabawna. Ot, życie.

    Albatros - trochę błędów językowi i nieskładności. Mam fioła na punkcie "pytać się kogoś", bo to "się" do niczego nie służy, jest jakimś dziwacznym zapychaczem. "Uwielbiał ten biały puch. Każdy inny, z innym [...]" - że puch? Warto by było wskazać, że chodzi o płatek. I inne takie drobiazgi.
    Opowieść ogólnie nie jest zła, ale nie mam z kim się identyfikować. Ta dekadencja i obojetność ani mnie zieje, ani grzębi - ani zaskakująca, ani poruszająca. Początek ostatniego akapitu jest baardzo sztuczny, tak mi się wydaje. Dopiero podsumowanie sytuacji na koniec jest... udane. Może nawet niezłe. Ładniejszy język, i brak emocji, stosunek bohatera do dziwczyny staje się... ewidentny.

    Grzegoorz - też nie oszalałem. Mam wrażenie, że to, co zrobiliśmy my plus Albatros jest zbyt oczywiste względem motywu, żeby dało się na tym zbudować ciekawą historię. Z drugiej strony...
    Największą wadą tekstu jest podsumowanie. Wyciągnięte wnioski nie wydają mi się mieć dużo wspólnego z tekstem. Gdyby z tej samej treści wydobyć jakieś inne podsumowanie, mogłoby być całkiem niezłe. Albo gdyby ten brak szacunku kobiet do siebie był bardziej ewidentny... Bo w treści nie ma tego tak dużo...
    Podoba mi się ironiczno-sarkastyczna kreacja narratora. Ale nie usprawiedliwia tego, że w niektórych momentach styl i sens luźno wiszą (chociażby komentarz do Poorystki - gdyby go trochę przeredagować, w coś bardziej dowcipnego...).
    Ogólne wrażenie - ok, ale jest baardzo dużo do poprawy.

    Klaudia - dużo niedociągów stylistycznych. "Odbicie lustrzane"? Lepiej "Odbicie w lustrze". Tekst nie trafił do mnie - wydaje mi się trochę bezcelowy, nie mogę z niego wyciągnąć żadnych wniosków... Z drugiej strony wiem, że motyw był trudny, i nie tylko Ty miałaś problemy z weną ;)
    Więc chętnie zobaczyłbym coś więcej i mam nadzieję, że się nie zrażasz.

    ONA - tak, bajka na dobranoc. Ale podoba mi się, bo pokazuje podryw jako coś, co niekoniecznie jest straszne, naganne i łojeżu. Ot, część życia. I chyba dlatego nawet mi się podoba - w zestawieniu z mrocznodepresyjną resztą prac, jest oddechem jakiejś ulgi. Trochę miałkiej, ale ulgi :)


    Ciężko było. Ale dzięki, że napisaliście. Naprawdę ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja i tak jestem zdumiona ilością prac. Ale fajnie, fajnie

    Albatros
    Zgodzę się z Pudlem w kwestii stylistyki zdania o płatkach i zaspach śniegu - człowiek się tam gubi. Ostatnie zdanie jest niepotrzebne, albo przynajmniej należałoby je zmienić. "jakie to smutne" wydaje mi się pretensjonalne, chociaż nie wiem. Może to ironia, ale trochę nie współgra z nastrojem opowiadania. Całość... nie przemawia do mnie, tak samo jak Pudla i Grzegoorza, bo jestem nawiną optymistką w co nikt nie wierzy. Opowiadanie nie dla mnie.

    Pudel
    Mam wrażenie, że powinnam współczuć głównemu bohaterowi, ale jakoś nie wzbudza on we mnie tych emocji. Co mnie się spodobało to to, że sam jakby stał się takim "mistrzem podrywu", tak to czytam, a lubię takie właśnie chwyty. I mówię, jest w tym jakiś tragizm, ale do mnie on nie dociera

    Grzegoorz
    Ja się z tym tekstem nie rozumiem, choć hasło "jak zwykle tego co dobre w chuj jest równie w chuj mało" popieram w całej rozciągłości. Dociera do mnie klimat, choć przynajmniej jednego słowa nie rozumiem, natomiast nie do końca wiem w jakim świecie oni żyją. Tj. pierwsze zdanie ma się nijak do ostatnieo i ja się gubię. Mam mieszane odczucia

    Klaudia
    U ciebie bardzo spodobało mi się zakończenie, bo dzieki temu całość brzmiała jak fragment historii. Można coś dalej pisać, coś wcześniej i ja mam dzięki temu wrażenie, że jest to bardziej prawdziwe. W życiu też rzeczy urywają się bez zakończenia. Fragment o wybiciu rodziny był oczywisty i, ja dla mnie, niepotrzebny. Gdyby była to dłuższa forma, mógłby się tam znaleźć, ale tutaj trochę nie pasuje. Samo opowiadanie może bez szału, ale mówię, końcówka nadrabia

    Ona
    Zgadzam się z resztą. Optymistyczne, ale przez to oczywiste, schematyczne.

    Swojego nie komentuję. Nie do końca wiem, czym jest i ja działa spotted, więc umywam ręce

    Krasnolud

    OdpowiedzUsuń