Dwa opowiadania - niedużo, ale jednak radość.
Indżojcie.
Autor: KRASNOLUD
Dwa dni temu na ścianie ktoś wysprejował graffiti. Nie było specjalnie wielkie, ani kolorowe, a jednak przyciągało wzrok. Głównie dlatego, że było namalowane na jednej z czterech ścian ograniczających trawniczek, patio w środku szpitala na Pomorskiej. I nie byłoby to jeszcze aż tak dziwne, gdyby nie to, że na trawniczek nie prowadziło żadne wejście. I dla Tomka, u którego pierwszą czynnością po przebudzeniu zawsze było patrzenie w okno, była to największa tajemnica w życiu. Z pierwszego piętra mógł ją całkiem dobrze obserwować.
Nie żeby jego życie było specjalnie długie, za tydzień kończył 6 lat. I nie żeby jego życie zapowiadało się na długie – z powodu raka mózgu mógł nie dożyć urodzin.
- Witaj, młody człowieku.
Przy łóżku Tomka stał lekarz. Widać po nim było, że dopiero skończył studia. Choć starał się tryskać optymizmem, czuć było w tym fałsz. Nie wróżył chłopcu długiego życia. Nawet Tomek to dostrzegał.
- Cześć. Kto to zrobił? – spytał
pokazują palcem za okno.
- Co zrobił?
- Rysunek. Nie ma wejścia, jak to
zrobił?
- A... powiedz mi, co przedstawia ten
rysunek?
- Nie widzisz go?
- Widzę, ale chciałbym, żebyś mi
go opisał.
- To kot. Pasiasty. Ma napis. Kot
kreskowy. Przez t. Z błędem. Już to wiem.
- Brawo. A, od dawna tam jest?
- Przedwczoraj się pojawił.
- Rozumiem. Powiedz mi, poza tym
kotem, jak się czujesz?
Lekarz dalej pytał o to samo co
zwykle. Czy boli, czy kręci się w głowie, czy czuje poprawę.
Tomek nie czuł. Mdliło go po lekach, bolała głowa. I, tak
naprawdę, to chciał, żeby mu wszyscy dali spokój. I żeby sprawa
rysunku się wyjaśniła. To byłby dobry prezent na urodziny.
- Spyta pan o tego kota? –
powiedział, gdy doktor już wychodził. Lekarz uśmiechnął się
niepewnie.
- Dobrze. Spytam.
Nie spytał.
Po kolejnych dwóch dniach Tomek
zobaczył żywego kota. W sumie nie do końca wyglądał na żywego,
prawdziwego kota. Raczej jakby wyszedł z tego graffiti. Ale chodził,
miauczał i wylizywał futro.
- Cześć synku.
- Cześć. Skąd wziął się tam ten
kot?
- Kot?
- Kot. Tam chodzi. Nie widzisz?
- Ach, kot. Tak. Nie wiem. Może
wszedł.
- Mamo, tam nie ma drzwi. Z góry też
nie zszedł.
- Może studenci przez okno wpuścili.
Nigdy nie wiadomo co im wpadnie do głowy.
- Ale po co?
- Dla zabawy.
- Nie. On nie wygląda jakby tam był
dla zabawy. On ma cel.
- Dobrze, dość o kocie. Jak się
czujesz?
Mama dalej pytała o to samo co zwykle.
Czy nie nudzi się, czy nie boli, czy był tata z dziadkiem
odwiedzić. I w sumie Tomka to głównie męczyło. Wiedział że
mama chce się nim nacieszyć, jak najwięcej czasu z nim spędzić,
ale chciałby porozmawiać o czymś naprawdę ważnym. Na przykład o
kocie. Ale wszystkie próby dowiedzenia się czegoś kończyły się
niczym.
Po kolejnych dwóch dniach kot zniknął.
Zniknął też rysunek. Został tylko uśmiech przypominający
uśmiech kota z Cheeshire, z filmu o Alicji w krainie czarów.
- Hej.
Tomek odwrócił się. W drzwiach stał
wysoki chłopak w rozpiętym fartuchu. Pod spodem miał jakąś
paskudną koszulkę.
- Ktoś ty?
- Jestem Tomek. Kartka na drzwiach
mówi, że masz tak samo na imię.
- No mam. I czego ty tu?
- Mam zajęcia na parterze, po drugiej
stronie patio. Zauważyłem cię w oknie. I widziałem, że też
obserwowałeś tego kota.
- Widziałeś go?!
- Widziałem. Ale tylko ja. Nikt z
mojej grupy. Nie wiem, skąd się tam wziął.
- Ja też nie. Chciałbym wiedzieć...
- O tak. Ja też. Nie ma drzwi, przez
okno nie sposób przejść. On nawet nie wygląda jak kot.
- Wygląda jak żywy rysunek.
- Tak. Taki jak z Zaczarowanego Ołówka
- Co to jest zaczarowany ołówek?
- Nie znasz tej bajki?! O rany.
Tomek siedział u Tomka dopóki nie
wyrzuciła go pielęgniarka.
Młodszy poszedł od razu spać i leżąc
na łóżku myślał o kocie. Gdzie się podział? Skąd się wziął?
Dlaczego wyglądał jak czarna kocia sylwetka z kodem kreskowym?
Jutro urodziny, czy ktokolwiek się nim przejął?
Piętnaście lat starszy, siedząc w
tramwaju, rozmyślał dokładnie w ten sam sposób.
Około północy chłopczyk obudził
się i spojrzał przez okno. Zobaczył kota, z szerokim uśmiechem. W
świetle gwiazd błysnął jak rogalik księżyca. Tomek zrozumiał
jaki był jego cel i również się uśmiechnął.
Rankiem lekarz, który robił obchód,
odkrył całkiem już zimne ciałko. Powiadomił od razu rodziców,
ci dalszą rodzinę. Termin pogrzebu został ustalony na wtorek, trzy
dni później. Dla wszystkich, którzy chcieliby pożegnać Tomka,
choć nie spodziewano się ich wielu.
W poniedziałek pielęgniarka, która
opiekowała się chłopakiem, przypomniała sobie o studencie, który
pojawił się w piątek. Poczuła, że powinien wiedzieć, co się
stało, nawet jeśli spotkał Tomka tylko raz. W przerwie zeszła
piętro niżej, chcąc go powiadomić o wszystkim. Przed salą
wykładową siedziała jakaś grupka studentów, zadziwiająco cicho.
- Przepraszam. Szukam Tomka. W piątek
miał tutaj zajęcia. Chcę mu przekazać ważną wiadomość.
- To raczej nie pyknie. Spóźniła
się pani. W sobotę rano poślizgnął się na torowisku i wpadł
pod tramwaj. Jego brat nam powiedział. Podobno nie było co zbierać.
Autor: PUDEL
Miau zawahał się. Nie znosił chwil,
w których mglisty jeszcze pomysł na tekst zaczynał się
konkretyzować, zmierzać w jasnym kierunku. Cała magia literatury
zamykała się dla niego w pierwszych dziesięciu zdaniach, w
pierwszych dziesięciu słowach, może nawet w pierwszych dziesięciu
literach - gdy jeszcze nic nie jest pewne, gdy opowieść najbardziej
jak to tylko możliwe przypomina życie.
Mogło to wynikać z tego, że - pomimo
braku możliwości gry na jakimkolwiek instrumencie (jak łatwo się
domyślić, posiadanie dłoni wiele ułatwia) - często czuł sie
bardziej muzykiem niż literatem. Znaczenie słów od zawsze było
dla niego drugorzędne - mniej ważne niż ciążenia, które
zachodzą pomiędzy myślami, wyrazami, czy nawet głoskami.
Jego towarzysz zaczął się
niecierpliwić.
- I co? Co dalej? - zapytał,
rytmicznie uderzając długopisem o kartkę.
Miau skupił się na odpowiedzi. Po
chwili z głośników rozległ się nienaturalny, monotonny,
metaliczny głos.
- Poczekaj chwilę. Myślę.
Oczywiście, syntezator nie oddał
irytacji, która na pewno znalazłaby się w tym zdaniu, gdyby
potrafił mówić. Może to i lepiej - wiedział, że zależy 'Im' na
jego umiejętnościach, ale z drugiej strony nie miał pojęcia, jak
bardzo.
Dziadek twierdził, że paradoksalnie
dużo łatwiej było 'Ich' zrozumieć w czasach, kiedy nie byli tak
nieskończenie racjonalni. Z tego, co Miau zdołał zrozumieć,
wynikało, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat na świecie
zaszło wiele zmian. U ich podstawy leżała nagła i niespodziewana
ewolucja wszystkich bez wyjątku ziemskich gatunków i - pośrednio z
niej wynikający - rozwój technologiczny 'Ich' cywilizacji. 'Oni'
absolutnie podporządkowali sobie Miau'a i jemu podobnych, w sposób,
który jeszcze niedawno wydawał się niewyobrażalny. Zrobili to
tylko po to, żeby rozwiązać jeden mały problem...
Nie potrafili tworzyć.
Utylitaryzm, który zaczął rządzić
'Ich' społeczeństwem, okazał się źródłem największego
kryzysu, jakiego kiedykolwiek doświadczyło - surowe, praktyczne
wychowanie pozbawiło ich własnej sztuki. Mogli szukać zaspokojenia
tylko w dziełach przeszłości... Albo u innych, słabszych, później
wykształconych ras.
Często zastanawiał się nad tym, czy
ma powody do narzekania. Był dobrze odżywiony, nie cierpiał
fizycznie... ale co z tego? Był samotny. Cholernie samotny. Zadbano
o to, żeby nie mógł stawiać najmniejszego oporu, uciec, czy
popełnić samobójstwa. I z każdym dniem, z każdym dziełem
pozbawiano go ostatniej wolności, jaka mu pozostała - swobody
twórczej.
- Długo jeszcze?
Nie odpowiedział.
Zawsze lubił teksty z elementami
zagadki, szarady, pozostawiające wiele niewiadomych do
rozstrzygnięcia. Kochał zostawiać odbiorcę z niedoborem
informacji, zmuszać go do zastanowienia się, pobudzać jego
kreatywność.
Odbiorcom to nie odpowiadało.
Czasami uciekał od tego świata w
dziecinną wiarę w rzeczywistości równoległe, między którymi
można się przemieszczać - jeśli tylko odpowiednio się tego
pragnie.
Pragnął. I wierzył, że jeszcze
kiedyś będzie mógł być wolny.
- Wyrzuć to, zaczynamy od nowa -
syntezator wygłosił jego myśl.
Dozorca warknął. Po chwili namysłu
zmiął kartkę i wyrzucił ją do kosza.
- Mów.
- "Szukał odpowiedzi we
wszystkich niewłaściwych miejscach. Wreszcie zgubił nawet
pytanie..."
Dekalog. Dekalogos.
Dziesięć słów.
Dozorca wydawał
się zaciekawiony, bez słowa czekał na rozwinięcie.
Minuta pełnej
napięcia ciszy.
Warknięcie.
- Co dalej?
- Nic. To Wszystko.
Znów warknięcie.
Wywodzący się od kota humanoid wstał i ruszył w kierunku
kontenera, w którym znajdował się Miau. Czy raczej - jego mózg,
połączony ze światem przy użyciu skomplikowanej, elektronicznej
maszynerii.
Miau nie wiedział,
że jest ostatnim świadomym przedstawicielem rasy ludzkiej.
Ale czuł, że to
były jego ostatnie słowa.
.
OdpowiedzUsuń.
.
Łaa.
Spróbuję powiedzieć coś więcej, ale może być ciężko. Absoltunie nie wiem gdzie zacząć.
Strasznie, strasznie lubię miniatury literackie, takie zamknięcie świata w dwóch zdaniach, przy jednoczesnym braku odpowiedzi na wszystkie postawione pytania. Poza tym, opowiadanie w opowiadaniu. Wszystko to na plus.
I dopiero przy drugim czytaniu zobaczyłam wielką literę w "to Wszystko". łaa.
Oczywiście zupełne zamotanie i niespodzianka na koniec. Dobrze jak czytelnik się nie spodziewa co go czeka, tylko mota się w złych domysłach. Zaskoczenie jest dobre (choć może po prostu ja nie dostrzegłam symptomów... ale wydaje mi się, że nie szło). W związku z tym mała uwaga: "Mogli szukać zaspokojenia tylko w dziełach przeszłości... Albo u innych, słabszych, później wykształconych ras." ludzie jednak chyba się wcześniej wykształcili. I nie wiem, czy to fałszycyw trop czy błąd. I bardziej zalatuje błędem.
Tak samo "ciążenia, które zachodzą między myślami" nie wiem, czy nie słusznie byłoby zastąpić jakimiś związkami czy wiązaniami. Też byłoby fizycznie, a brzmiało ciut lepiej.
Wyczuwam, żeś się wstawił do opowiadania jako GB (główny bohater, zwany czasem Wielką Brytanią). Miau ma wiele twoich cech.
Tylko wbrew temu co napisane, nie wiem, czy zostało tu jakieś niedomówienie na koniec. Choć bez tego uderzenia na koniec to nie byłoby to samo.
Opowiadanie dobre, bardzo mi się spodobało.
Swojego oczywiście nie komentuję, powiem tylko, że w Centrum Kliniczno-Dydaktycznym na Pomorskiej (tam gdzie od kilkudziesięciu lat powstaje szpital) rzeczywiście jest patio, na które nie ma wejścia. Żadnego kota tam nie widziałam.
I jeszcze z okazji tego 10 opowiadania, a także dlatego, że moja dzisiejsza motywacja sięgała zera: Pudlu, dziękuję za możliwość pisania i czytania i za to, że tego bloga ogarniasz. Dobrze, że na świecie taki Pudel istnieje
Krasnolud
Opowiadanie Krasnoluda mnie urzekło. Czytając je, miałam przed oczami styl Stephena Kinga, a może bardziej wrażenia po przeczytaniu "Szkieletowej Załogi". Być może ze względu na uwikłanie typowo życiowej sytuacji z elementami fantastyki. Spodobało mi się wplecenie w historię miejsca, które istnieje naprawdę. Daje to czytelnikowi wrażenie, że takie rzeczy mogą dziać się wokół nas, tylko my ich nie zauważamy. Poza tym, bardzo dobrze wyważony temat. Nie czułam się zasypana informacjami o rodzinie, o przebiegu choroby, o cierpieniu. Chce się wierzyć w tego typu opowiadania, mimo niekoniecznie dobrej roli kota.
OdpowiedzUsuńPudel.... Czytałam to opowiadanie już wczoraj, jednak nie mogłam się pozbyć wrażenia, że jest ono bardzo "ciężkie". Podeszłam do niego dzisiaj jeszcze dwa razy - jest lepiej. Za każdym razem, gdy mam styczność z tym co napisałeś, załącza mi się rozszyfrowywanie metafor. Od razu szukam drugiego dna tego opowiadania. Dokładnie tak jak Krasnolud, czuję, jakby główny bohater w pewien sposób był z Tobą połączony.
Odnosząc się bezpośrednio do opowiadania, spodobało mi się pokazanie problemu utracenia przez ludzi umiejętności tworzenia sztuki. Utracenie plastyczności myśli, kreatywności. W sumie można by odwołać się tutaj do drugiej części Another Brick in the Wall - Pink Floyd.
Po cichu broniąc się - "później wykształcone rasy" to zdecydowanie fałszywy trop. Bardzo długo o tym myslałem, ale stwierdziłem, że "wykształcenie" może być rozumiane na tysiąc różnych sposobów. I 'Oni' mogą to odczytywać zupełnie inaczej. Zasadziłem to dlatego, że od samego początku zakończenie wydawało mi się zbyt oczywiste. Może dlatego, że Miau jest bardzo ludzki...
OdpowiedzUsuńA 'ciążenie' to z kolei termin ewidentnie muzyczny, i mimo wszystko się go nie wyrzeknę.
Przepraszam :)
Krasnoludu. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Jest bardzo moje (z tym, że lepsze, nie? ;) ) - trochę ciemne, no i jest dokładnie tyle wiadomych, ile potrzeba. To, co na początku wydaje się oczywiste odnośnie zakończenia (szpitale i halucynacje szpitalne pojawiają się już trzeci motyw z rzędu...), wcale tak oczywistym nie jest. Ostatni akapit świetnie wyklucza hipotezę nieistnienia drugiego Tomka, i w ogóle... Jest łał.
Tylko boli mnie podmiot zdania postaci "Piętnaście lat starszy". Jest straszny.
Też dzięki za te 10 motywów. Oby tak dalej ;)
A. I kot wydaje mi się pozytywnym bohaterem. Jeszcze nie wiem, dlaczego, ale...
Usuń