poniedziałek, 14 października 2013

MOTYW VIII - KRZYK

Ruszyła maszyna po szynach ospale, szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem...

Jak łatwo się domyslić, zmotywowanie się po tak długiej przerwie nie przychodzi łatwo, w tym tygodniu nadeszły tylko trzy zgłoszenia. Nie uważam tego jednak za powód do narzekania - i wyjątkowo cieszy mnie to, że jest co publikować.
Oto efekty!


Autor: KRASNOLUD

Wrzask
Wrzask!
WRZASK!!!
Budzi mnie czyjś krzyk, zwielokrotniony przez echo w pustej sali, korytarzu i mojej głowie. Spokojną czerń zamkniętych oczu zajmuje wrzaskliwa, rozedrgana biel. Ostre światła lamp, biały sufit bez jednej rysy. Zapach chloroformu jest tak przenikliwy, że czuję go aż w ustach. I nie tylko chloroformu. Pachnie spirytusem, chemią, płynem do podłóg, a każda nuta tego zapachu wdziera się do najmniejszego nawet zakątka ciała wraz z jaskrawą, pustą bielą. Ignorując zmysły, biel wdziera się przez nos, zapachy atakują oczy. Tylko obcy, a jednocześnie tak bardzo mój wrzask wytrwale trawi moje uszy. W końcu niechętny mózg łączy fakty w jedność i wielkim, czerwonym napisem oznajmia mi: SZPITAL.
Boże, jestem w szpitalu. Wzrok trochę mi się klaruje i zaczynam dostrzegać więcej szczegółów. Szyby pod sufitem, przez które patrzą na mnie rzesze nieprzyjemnych ludzi. Widzę ich pożądliwy wzrok, widzę jak bardzo pragną być tuż przy mnie. W miejscu chirurgów...
Dopiero teraz ich dostrzegam, dopiero teraz wyłonili się z morza mgły. Maski zasłaniają twarze, ale w oczach grają im perwersyjne ogniki, oczy zdradzają drapieżne uśmiechy, gdy kroją moje podbrzusze. W co oni się tak wpatrują, cóż oni mogą tam widzieć? Próbuję przezwyciężyć ołów, żelazo, rtęć w mojej głowie i podnieść się. Zobaczyć wielką tajemnicę życia pogrzebaną w moich trzewiach.
- O, nasz pacjent się obudził – jaskrawozielona ironia ścieka z jego ust i kapie na mnie. Czuję jej żrące krople na sobie. Zatruwa mnie. Widzę zbliżającą się do mojej twarzy plastikową maskę gazową. W świetle lamp błyszczy jak posypana brokatem – Licz od 10 w dół.
Nie chcę mu pomagać, czuję, że gdy zasnę stracę niepowtarzalną i jedyną szansę dowiedzenia się, co się we mnie kryje. Stracę kontrolę nad chciwymi oczami, nigdy nie znajdę sensu życia zagrzebanego gdzieś pod nerkami. Wytną mi go, będą trzymać w formalinie, pokazywać tłumom studentów, prowadzić setki badań, a ja zostanę kaleką. Nie mogę im na to pozwolić, ale jestem tak senny jak zimowy niedźwiedź. Nie mam sił walczyć z losem, z lekarzami, z lekami, z powiekami...
- Nic... nie...będę...mówił – szepczę, prawie bezgłośnie.
- O. Zasnął.
Ostatnim co słyszę jest bezbrzeżny wrzask.

***

Pierwszym, co czuję tuż po przebudzeniu jest pustka. Poczułem ją jeszcze przed głodem i pragnieniem. Czegoś mi brakuje i nie jestem już cały. Nie jestem tym, kim byłem.
Przede mną stoi lekarz z wystudiowanym uśmiechem, który nie sięga oczu. Gdy patrzę w nie głęboko widzę tylko zmęczonego życiem człowieka, który chciałby być gdzieś indziej. Poznaję te oczy, które tak drapieżnie wpatrywały się we mnie w czasie operacji, ale teraz nie ma w nich śladu tej pożądliwości. Teraz, w świetle poranka, leżąc na normalnym łóżku, nie jestem nawet pewien czy kiedykolwiek istniała. Już niczego nie wiem, wszystko się rozmywa.
- Operacja się udała, nie ma żadnych powikłań – mówi, a w jego głosie wyczuwam nutkę dumy. – Potrzymamy pana jeszcze kilka dni na obserwacji, ale niedługo będzie mógł pan wrócić do domu.
Nie wiem, co odpowiedzieć. Mam wrażenie, że nie pamiętam o czymś straszliwie istotnym. Coś o... sensie życia? Nie wiem. Milczymy przez jakiś czas. Płyn z kroplówki obok mnie monotonnie kapie, wsączając się w moje żyły, a ja pragnę znów zasnąć. Oczy mi się kleją, a przez półprzymknięte powieki widzę lekarza, który łagodnie na mnie patrzy. Widzę jego troskę i choć coś we mnie się buntuje, czuję że ufam mu. Bezgranicznie.
- O. Zasnął.
Mam wrażenie deja vu, gdy na chwilę przed zaśnięciem słyszę czyjś bezbrzeżny wrzask.




Autor: PUDEL

Gdzieś w oddali zaskowyczał kojot.

Tomasz rozejrzał się, jak gdyby w tym właśnie momencie pustynny krajobraz miał rozstąpić się i ukazać jego oczom coś, czego nie potrafił nazwać. Oczywiście były to tylko omamy, wynikające z głodu, pragnienia, niewyspania, być może szaleństwa. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio wiedział kim jest, gdzie się znajduje i skąd się tam wziął – jego życie składało się z krótkich, niepowiązanych ze sobą urywków i zawartego w każdym z nich Dążenia.
Tak samo teraz – jakaś niemożliwa do opisania siła ciągnęła go w kierunku rysujących się na horyzoncie gór. Nie był pewien, czego może się tam spodziewać, ale co innego miał zrobić? Do wyboru milion kierunków, z których większość wiodła ku pewnej śmierci. Jeśli miał wybrać jeden z nich, równie dobrze mógł podążać za tym samym instynktem, który prowadził go w pozostałych urywkach życia.
W końcu – jakby nie spojrzeć – jeszcze żył.

Gdzieś w oddali rozległ się odgłos pracującego silnika.

Mdłe światło latarni sprzed co najmniej pół wieku nie pozwalało wiele zobaczyć – ale nie przeszkadzało mu to. W zasadzie nie odczułby żadnej różnicy, gdyby tego światła nie było – prócz tego, że zapewne świat wokół niego wyglądałby odrobinę bardziej realistycznie.
Kilkanaście metrów przed nim szła ubrana na czarno postać. Nie był pewien, czy jest świadoma tego, że ktoś za nią podąża, ale to również mu nie przeszkadzało. Obecnie jakaś część jego podświadomości nakazywała mu podążać za nią, dowiedzieć się, dokąd zmierza, a potem z nią porozmawiać – choć jeszcze nie wiedział, o czym. I – to zapewne brzmi jeszcze bardziej fantastycznie – tym też się nie przejmował.
Jego umysł wypełniał nieograniczony spokój – uczucie tego, że znajduje się na swoim miejscu i robi to, co do niego należy.
Ryk silnika stawał się coraz bliższy – bez problemu dostrzegł zmiany w oswietleniu ulicy. Z nie do końca jasnych przyczyn zaczął się niepokoić. Nie oglądał się za siebie, ale Czuł, że samochód jedzie w jego stronę.
Odruchowo przyspieszył kroku.
Postać zdała sobie sprawę z jego obecności.
Zaczęła biec.
Samochód był coraz bliżej.
Zamknął oczy.

Gdzieś w oddali zapewne toczyło się życie.

Krążył po labiryntach identycznych, białych korytarzy. Nie wiedział, czego szuka – rozsądek podpowiadał, że wyjścia. Budynek milczał, co tylko potęgowało jego ogrom. Tomasz nie otwierał żadnych z tysiąca drzwi. Był pewien, że będzie Wiedział, jak wyglądają te właściwe.
Co jakiś czas w głośnikach rozlegały się zapewnienia: „Sytuacja już opanowana, uciekinier został złapany, możecie czuć się bezpieczni”.
Nie czuł się.
Gdzie był? Kto go tu uwięził? Czego od niego chcieli? Nie miał wpływu na swoją wyobraźnię – a ta podpowiadała mu makabryczne obrazy. Był jednak świadom tego, że przez kilkanaście ostatnich minut nie zobaczył nawet śladu ludzkiej obecności, co dawało mu nadzieję, że nie spotka tu nikogo.
Jakaś mała część jego umysłu sugerowała, że nie skończyłoby się to dla niego dobrze.

Gdzieś w oddali rozległ się krzyk.




Autor: MŁOTEK


Krzyknął! Tylko tyle i aż tyle. Nie wiedział, co więcej mógł zrobić, widząc przed swymi przekrwionymi oczami odciętą głowę psa. Jego psa, Arnika. Nie miał pojęcia kto i dlaczego mógłby zrobić coś takiego. Nie brutalnego, ani obrzydliwego, lecz tak samolubnego. Zabić psa i zostawić samą głowę. „Z czego ja teraz zrobię obiad?” – pomyślał John stojąc i patrząc na samochód zanikający w ciemniejącej łunie lasów Sherwood.

3 komentarze:

  1. Trwa instalowanie komentarza...
    Proszę czekać...

    Generalnie jestem bardzo zadowolony z tego, co wpłynęło w tym tygodniu. Opowiadania wyszły nam różne od siebie (chociaż moje niektórym czytelnikom skleiło się z Młotkowym ;) ), co jest plusem, i jak dla mnie przyjemnie się czytają.

    Krasnoludu - widzę odejście od konwencji dialogowej, i wychodzi całkiem nieźle. Styl czasami jest twardy, trudny, ciężki - to jedno, czego mogę się przyczepić - ale sam wiem, jak trudno jest wyważyć - a przeszkadzało mi to tylko trochę.
    Pomysł bardzo udany, pasjonujący, i nie wiedzieć czemu przemówił do mnie.
    I uwielbiam "echa" w tekście. Kupiłaś mnie ;)
    Jestem na TAK.

    Młotek - krótki tekst z dobrym zakończeniem. Od momentu, kiedy go pierwszy raz zobaczyłem, zostałem fanem.
    Jedno, co u nas się zupełnie nie zgadza - u mnie zawsze informacji jest mało, u Ciebie jest jak dla mnie za dużo. Nie wiem, co dokładnie wnosi do tekstu nazwa lasu na samym końcu, a bardzo zwraca moją uwagę.
    I nie wiem, czym jest łuna lasów ^^"

    Dzięki Wam, do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiem czym jest łuna lasów, a nazwa miała lasu, cóż, walnąłem ja celowo, cieszy mnie że zwróciło twą uwagę (chyba poswiadomie mialem to na myśli)

      Usuń
    2. Ale kulfoniasto napisałem zdanie powyżej, sorki

      Usuń