poniedziałek, 28 października 2013

MOTYW IX - ZEGAR

Cały czas trwa rozruch. Liczymy na Was - spread the word!
Dwa opowiadania - i dobrze, że są.
Indżojcie!

Autor: PUDEL

- Po czym poznać, że słoń był w lodówce?
- Po śladach w cieście - odpowiedział Eryk i roześmiał się.
Był typem człowieka, któremu nie przeszkadza usłyszenie po raz kolejny dobrze znanego dowcipu, nawet, jeśli jego wartość jest oparta na zaskoczeniu - w takiej sytuacji po prostu cieszył go fakt, że osoba, z którą rozmawia ma podobne poczucie humoru.
Praktykant również się uśmiechnął, a chwilę później oparł się nonszalancko o szafkę.
- To ostateczna decyzja? - spytał.
Eryk nie był zadowolony z tego pytania. W ciągu ostatniego tygodnia słyszał je chyba pięćdziesiąt razy - pomimo tego, że za każdym razem udzielał dokładnie tej samej odpowiedzi.
- Tak - warknął. - Wątpię, żeby, którykolwiek z tych konowałów znał mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, o czym mówi.
- Ale bez operacji...
- Wiem, wiem, zginę w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, dojdzie do wyniszczenia organizmu, padnie gospodarka hormonalna, a brombalon nerki się roztromboli, bo hawatajstus nie trymptuje tak, jak potrzeba. O czymś zapomniałem?
- Zaręczam, że lekarze są wysokiej...
- ... klasy specjalistami - teatralne ziewnięcie. - A ja jestem słabą i biedną owieczką, która bez ich interwencji rychło umrze... - Eryk spojrzał na sterylny, biały zegar wiszący na ścianie. - Ma pan 5 minut, żeby spróbować mnie przekonać. Potem pan cieszy się, że spróbował, a ja podpisuję papier, pakuję się i wychodzę. Nikt nie będzie wmawiał mi, że mam coś nie po kolei, jasne?
Przechodząca korytarzem pielęgniarka zajrzała do środka sali, puknęła się w czoło i szybko odeszła.
- Operacja jest naprawdę...
- "Rutynowa i niegroźna" - szyderczy, piskliwy głos. - "Szanse niepowodzenia są niewielkie, nasi lekarze w życiu nie popełnili błędu i zaręczamy, że są wystarczająco kompetentni, żeby kroić pański mózg. Obiecujemy również, że po pańskiej śmierci nikt nie będzie próbował wycinać pańskich organów i karmić nimi smoków." Czy coś takiego.
- Przecież...
- Posłuchaj, gówniarzu! Jestem silnym facetem i nie będę się kładł na stół jakimś konowałom tylko dlatego, że mówią mi, że bez tego umrę. Wracam do siebie, tam będę żył i pracował tak, jak dotychczas. Skreślicie mnie z listy pacjentów i będziecie udawać, że nigdy mnie tutaj nie było, a w zamian obiecuję nie rzucać na nikogo z was klątwy siedmiu krasnolódków - gorzki, zachrypnięty śmiech.
Spojrzenie na niepokojący, czarny zegar. Misternie rzeźbione wskazówki wyglądały, jakby chciały krzyczeć.
- Trzy minuty. Coś do dodania?
- Po śladach w cieście. Pan podpisuje - młodzieniec położył długopis obok dokumentów i skierował się w stronę wyjścia.
Pomieszczenie wydaje się kurczyć.
- Jeszcze chwila! - krzyknął Eryk, kiedy jego rozmówca bezszelestnie znikał w drzwiach. Zazwyczaj wyraźnie słyszał kroki niosące się echem po korytarzu, teraz jednak wydawało się, że nie ma tam nikogo, po prostu zniknął.
Wzruszył ramionami i sięgnął po długopis. W tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka - ta sama, która przechodziła kilka minut wcześniej. Przez chwilę chciał ją zapytać o praktykanta, ale doszedł do wniosku, że przejmowanie się tym człowiekiem jest irracjonalne.
Jego palce nie napotkały żadnego oporu. W duchu ochrzanił się za niezdarność, ale gdy znowu spojrzał na papiery, zobaczył, że żadnego długopisu nie ma.
Zegar wydawał się chichotać.
- Siostro?
- Słucham?
- Wyrażam zgodę na operację.




Autor: KRASNOLUD

W sumie poświęcił temu całe życie. Są gorsze rzeczy, jak się nad tym zastanowić, ale i tak myśl, że jego jedynym dziełem będzie to urządzenie była nieprzyjemna. Mógł zrobić dużo więcej.
Mógł, na przykład, nie pozwolić odejść swojej córce, która poszła własną drogą, byle dalej od ojca zajętego pracą. Mógł spędzić więcej czasu z żoną, gdy jeszcze był z nią kontakt. Uciekł od problemów w pracę, a właściwie w pasję. Nigdy nie uważał swojej dłubaniny za pracę. Niewątpliwie jednak, jakby nie nazywać tego co robił, uciekł. Tchórzliwie schował głowę w piasek, jak to zwierzę... jak ono się nazywało? Dziwne jakie rzeczy mogą umknąć człowiekowi z pamięci na starość.
Co było, minęło, nie mógł nad tym rozpaczać. Właściwie mógł, ale nic to nie zmieni. Teraz jednak, gdy w końcu dzieło jego życia zostało skończone, będzie mógł naprawić błędy. Może nie naprawić, to za duże słowo. Pewnych rzeczy już nie uratuje. Niezależnie jak bardzo by tego pragnął, żona nie obudzi się ze śpiączki. Ale mógłby przynajmniej ją odwiedzić. Podobno nieprzytomne osoby są jakoś świadome obecności innych. Gdzieś o tym czytał, dawno temu, gdy jeszcze marnował czas na takie rzeczy. Właśnie. Teraz znów będzie musiał zająć się czym innym. Pewnie powróci do nieukończonych książek, może obejrzy jakiś film. Spróbuje zwyczajnie pożyć. To zawsze mu wytykała córka. „Nie umiesz zachowywać się jak człowiek”, to były jej ostatnie słowa. A może nie? Już nie pamiętał.
W każdym bądź razie... nie. Tu chyba nie powinno być tego bądź. O tym też mu ktoś mówił, dawno temu. Chyba jakiś współpracownik. Dziwne. Zawód techniczny, a on miał fioła na punkcie języka. Co i rusz go poprawiał. To było nieznośne, ale... poczuł, że brakuje mu obecności ludzi. Skoro skończył, może chyba wyjść na powietrze, przejść się, porozmawiać z ludźmi. Jeśli nawet nie byłoby z kim, to po prostu na nich popatrzeć. Usiąść na ławeczce w parku. Nie spieszyć się nigdzie.
Zegar na ścianie wybił pierwszą piętnaście - kolejna fanaberia żony, której nigdy nie zmienił. Kto to widział, by zegar wybijał kuranty kwadrans po? Wstał, przeciągnął się i poszedł założyć płaszcz. Czas stąd wyjść. Wkładał właśnie lewy but, gdy nagle poczuł ból w klatce piersiowej. Potężny ból, który czuł wszędzie, za mostkiem, obojczykiem, nawet w ramieniu. Upadł, nie mając siły nic zrobić. W pobliżu nie było nikogo.
Tylko na stole stał działający zapalnik bomby atomowej.

3 komentarze:

  1. ja się jak zwykle nie mogę wyrobić z napisaniem :P.
    dajcie jakiś banner, to chociaż wrzucę go na swojego bloga celem reklamy ;).


    --
    http://storyoframona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. W zasadzie nie ma tu dużo do komentowania, więc bez owijania w bawełnę:
    Krasnoludu - podoba mi się, ale ja nie mam zbyt wyrafinowanego gustu, więc nie musisz się tym przejmować. Podoba mi się wizja, rozumiem, o czym jest i myślę, że jest przedstawione dobrze.
    I te kuranty kwadrans po - dobry symbol. Naprawdę. Bardzo mi się spodobał - czytelny, a jednak z nutką subtelności.
    Zakończenie - niby niespodziewane, ale jest najmniej szałową częścią całości.
    I za mało niewiadomych, jak dla mnie. Nie potrafię sobie po tym zadawać pytań (a lubię - wiesz przecież).

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak dziękuję. W pierwszej wersji, czy raczej myśli miał budować zegar, ale stwierdziłam, że to zbyt oczywiste.

    Co do twojego opowiadania, jest fajnie schizowe i to duży plus. Z jakichś powodów bawi mnie dowcip o słoniu (co prawdopodobnie nie świadczy dobrze, o moim mózgu). W tych zmianach jakie zachodzą (zegar, znikający długopis) tworzy sie taki złowrogi klimat jak dla mnie. i można myśleć, że praktykant, to tylko halucynacja, ale wydaje mi się, że tam jest coś bardziej.
    Trochę mój medyczny umysł boli roztrombolenie się nerki i takie tam. W sumie nawet nie wiem, czy to ironia czy choroba umysłowa, ale to akurat znośna niewiedza.
    W sumie, może nie jest to najbardziej szałowe opowiadanie, ale jest niezłe i schizowe. To (prawie) zawsze komplement

    Krasnolud

    OdpowiedzUsuń